A pamiętasz jak…? Wisła Kraków – Raków Częstochowa 0:3, 27.10.1996 r.

W historii ligowych starć Czerwono-Niebieskich z krakowską Wisłą sezon 1996/1997 i jesienny wypad pod Wawel zapisał się złotymi zgłoskami. W czternastej serii spotkań ówczesnej I ligi, częstochowianie pewnie pokonali przy Reymonta Białą Gwiazdę 3:0. Było to najwyższe wyjazdowe zwycięstwo ekipy prowadzonej przez Gotharda Kokotta w tamtych rozgrywkach.

Spotkanie rozegrane 27 października w Krakowie było teatrem trzech aktorów. Raków dyktował warunki na placu gry, ale swoją wyższość częstochowianie udokumentowali dopiero po przerwie. Wisłę napoczął w 58. minucie Grzegorz Skwara, który strzałem głową wykończył dośrodkowanie z prawej strony niezwykle aktywnego w szeregach naszego zespołu Roberta Załęskiego. Czternaście minut później rolę egzekutora przejął sam Załęski, który mocnym uderzeniem pod poprzeczkę zmusił do ponownej kapitulacji golkipera gospodarzy, Artura Sarnata.  

 

Chwilę później dzieła zniszczenia Białej Gwiazdy dopełnił Skwara, któremu ponownie asystował Załęski. Częstochowianie do końca meczu nie dali się już zaskoczyć, choć w przekroju całego pojedynku, podopieczni Henryka Apostela nie niepokoili zbytnio bramkarza Rakowa, Marka Matuszka, który mecz zakończył z czystym kontem. Z kronikarskiego obowiązku warty odnotowania był jedynie strzał głową Grzegorza Patera, z którym nasz golkiper zdołał jednak sobie poradzić. 

 

 

Opiekun ekipy spod Wawelu, Henryk Apostel nie szczędził po spotkaniu gorzkich słów pod adresem swoich zawodników, którzy na tle Rakowa wypadli w tym meczu bardzo słabo. Zgoła odmienne nastroje panowały natomiast w naszych szeregach. - Był to mecz Rakowa rozegrany na wyjeździe. Okazuje się, że wielu przeciwników można zapędzić do kąta, jeśli wkłada się w spotkanie dużo pracy - zauważył trener Gothard Kokott.  

 

Sezon 1996/1997 częstochowianie zakończyli na dziesiątej pozycji z dorobkiem 44 punktów. Dwa oczka niżej w końcowym rozrachunku znalazła się Wisła, która na swoim koncie zapisała 42 punkty.