A pamiętasz jak...? Zagłębie - Raków, 18.04.1998

Sezon 1997/98 był dla Czerwono-Niebieskich bardzo trudny. Na przestrzeni całych rozgrywek naszą drużynę prowadziło aż czterech trenerów. Rozpoczęliśmy z Bogusławem Hajdasem, zastąpił go Jan Basiński, potem był Adam Zalewski aż w końcu funkcję pierwszego ponownie objął Gothard Kokott.

Powrócił on do klubu 2 grudnia 1997 roku. Runda jesienna już się zakończyła, a Raków z 10 punktami na koncie znajdował się na dnie tabeli i dryfował w kierunku II Ligi. Trenera Kokotta czekało bardzo trudne zadanie, jakim było utrzymanie się w piłkarskiej elicie. Bilans częstochowian z pierwszej części sezonu tego oczywiście nie ułatwiał. Oprócz KSZO, każdy zespół miał nad nami w miarę bezpieczną przewagę.

 

Wiosna nie zaczęła się po myśli Rakowa, a po siedmiu meczach rewanżowych nasz bilans zwiększył się o zaledwie 4 oczka. Zajmujący ostatnią bezpieczną, niezagrożoną spadkiem pozycję Lech Poznań miał tych punków dwukrotnie więcej. Wizja piątej z rzędu edycji na najwyższym szczeblu ligowym w Polsce oddalała się nieubłaganie. A kolejni rywale w terminarzu nie byli najwygodniejsi. Czerwono-Niebieskich czekał wyjazd do Lubina na starcie z Zagłębiem, z którym na ich terenie jeszcze nigdy nie wygraliśmy.

 

Do meczu przystąpiliśmy osłabieni brakiem Roberta Szopy, który postanowił zmienić pracodawcę i wyjechać do kraju naszych zachodnich sąsiadów. Z tytułu tej decyzji swojego niezadowolenia nie krył opiekun ekipy spod Jasnej Góry - Piłkarz ten nie raczył mnie poinformować o swoich planach. Czołowy piłkarz pierwszoligowego zespołu polskiego idzie grać do czwartej ligi niemieckiej… Ta droga wiedzie donikąd - powiedział trener Kokott.

 

Gospodarze ruszyli do ataku zaraz po pierwszym gwizdku arbitra. Pierwszą groźną sytuację stworzyli sobie w 5. minucie. Paweł Piotrowski dogrywał do będącego w szesnastce Radosława Jasińskiego, ale nie zdołał on opanować futbolówki i nic z tego nie wyszło. Lubinianie całkowicie dominowali na boisku, a piłkarze Rakowa bardzo rzadko zbliżali się pod pole karne przeciwnika. Jeszcze w początkowej fazie spotkania w kierunku bramki strzeżonej przez Piotra Lecha główkował Tomasz Kiełbowicz, lecz uderzenie to nie było zbyt dokładne i golkiper Zagłębia nie miał problemów ze skuteczną interwencją.

Miedziowi nie przestawali napierać, a ich starania przyniosły oczekiwany skutek w 17. minucie. Błąd naszej defensywy, konkretnie Jaromira Wieprzęcia wykorzystał Arkadiusz Klimek. Wyłożył futbolówkę jak na tacy Jasińskiemu, który pewnie trafił do siatki. Chwilę później z piłką szarżował Bogusław Lizak, ale został zatrzymany przez Wieprzęcia. Niestety nieprzepisowo i niestety w naszym polu karnym. Sędzia Mirosław Ryszka wskazał na jedenasty metr. Egzekucji podjął się Wojciech Górski, na szczęście dla nas była ona nieskuteczna. Lekki strzał został z łatwością przechwycony przez Marka Matuszka.

 

I to w sumie tyle jeśli chodzi o pozytywne aspekty w grze Rakowa w tym meczu. Rozkład sił nie uległ zmianie po przerwie. Jan Spychalski i Grzegorz Skwara jako jedyni starali się walczyć o korzystny rezultat. Nie mieli jednak wsparcia w reszcie drużyny. Na 13 minut przed końcem regulaminowego czasu wynik został ustalony przez Jasińskiego, który zamykając mocnym strzałem dośrodkowanie Klimka umieścił po raz drugi tego dnia piłkę w siatce. Zagłębie wygrało 2:0.

 

- Prawda jest taka, że muszę pracować z tym zespołem od elementarnych podstaw. Nie wstydzę się mówić o tym głośno. Czeka nas ogrom pracy - tak podsumował występ swoich podopiecznych trener Kokott.

 

Forma naszej drużyny nie uległa poprawie do końca sezonu i pożegnaliśmy się z ekstraklasą. Raków z dorobkiem 17-tu punktów zajął ostatnią pozycję w tabeli.