Ambicja przegrała z doświadczeniem

Odmłodzonej drużynie Rakowa nie udało się niestety wywieźć punktów ze stadionu GKS-u Tychy. Podopieczni Jerzego Brzęczka przegrali 0:1 (0:1) po bramce Krzysztofa Kozłowskiego w 41 minucie.
– Zabrakło doświadczenia i boiskowego cwaniactwa – podsumował trener Rakowa.
Odmłodzonej drużynie Rakowa nie udało się niestety wywieźć punktów ze stadionu GKS-u Tychy. Podopieczni Jerzego Brzęczka przegrali 0:1 (0:1) po bramce Krzysztofa Kozłowskiego w 41 minucie. – Zabrakło doświadczenia i boiskowego cwaniactwa – podsumował trener Rakowa. Jerzy Brzęczek po spotkaniu emanował spokojem, mimo że chwilę wcześniej z szatni Rakowa słychać było podniesione głosy zawodników. – W ogóle się nie boję, jak zareagują na ten zimny prysznic. Jasne, że każdy woli rozpoczynać od zwycięstw, ale ja naprawdę jestem zadowolony z postawy chłopaków. Nieźle to dzisiaj wyglądało przede wszystkim pod względem taktycznym, a to znak, że powoli robimy kroki naprzód – podkreślał trener „czerwono-niebieskich”. Po początkowych minutach wzajemnego badania sił częstochowianie zaczęli grać coraz odważniej. Szczególnie znaczenie miała tu gra środka pola, gdzie bardzo dobrze w destrukcji radził sobie Sławomir Ogłaza, a piłkę umiejętnie rozgrywali Łukasz Kmieć i Artur Lenartowski. Ten drugi miał niezłą szansę na otwarcie wyniku, jednak jego silny strzał z 11. minuty poszybował minimalnie ponad poprzeczką bramki Michała Kojdeckiego. – Druga linia faktycznie zagrała na niezłym poziomie, ale brakowało trochę ruchu w przednich formacjach. Boczni pomocnicy reagowali nieco za późno, a było kilka okazji do zagrania dobrych prostopadłych piłek za plecy obrońców. Nad tym musimy pracować – zaznaczał Brzęczek. Gospodarze poważnie zagrozili bramce Macieja Szramowiata dopiero w 23. minucie, kiedy to ładnej wymiany podań między Krzysztofem Bizackim a Łukaszem Weseckim omal nie zamienił nie zamienił ten ostatni. Tuż przed przerwą tyszanie jednak dopięli swego. Za niepotrzebne dyskusje arbiter ukarał żółtą kartką Pawła Kowalczyka i podyktował rzut wolny pośredni dla gospodarz, po którym Bizacki posłał trudną piłkę w światło bramki, a stojący na ósmym metrze Krzysztof Kozłowski tylko ją lekko trącił w długi róg. – Zadedykowaliśmy tego gola Marcinowi Suchańskiemu, któremu w ubiegłym tygodniu urodziła się córeczka – mówił dziennikarzom uśmiechnięty Mirosław Smyła, trener GKS-u. Bramka stracona po rzucie wolnym nieco zdeprymowała częstochowian, bo to oni mieli tego dnia zaskakiwać rywali skutecznie egzekwowanymi stałymi fragmentami gry. – Tak to w piłce jest. Przy tego typu akcjach ogromne znaczenie ma wykonawca, a dzisiaj piłka Pawłowi Kowalczykowi wyraźnie nie siedziała – mówił trener Brzęczek. Sam obrońca Rakowa w ogóle po meczu nie zaprzeczał: – Nie rozumiem, co się działo. Ani razu nie uderzyłem dzisiaj piłki tak, jak chciałem. Z upływem minut w poczynania młodej drużyny z Częstochowy wkradała się coraz większa nerwowość, prowokowana dodatkowo kilkoma niezrozumiałymi decyzjami arbitra. Można na przykład mieć spore wątpliwości, czy w 76 minucie gospodarzom rzeczywiście należał się rzut karny, gdy Adrian Pluta przy próbie wślizgu dość przypadkowo dotknął piłkę prawą ręką. Dodajmy, że Łukasz Kopczyk z 11 metrów przestrzelił. – Na pewno nie będziemy się tłumaczyć, że przegraliśmy przez sędziego. On też, jak każdy człowiek, ma prawo do popełniania błędów – tonował nastroje Brzęczek, którego czeka zapewne poważna rozmowa z Dawidem Jankowskim. Popularnemu „Jankesowi” w końcówce puściły nerwy i w doliczonym czasie gry obejrzał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. – To były ostatnie sekundy i zawodnikami w takich sytuacjach zawsze szargają emocje – tłumaczy trener Rakowa. – Ale to jest też częścią futbolu. Przyznaję jednak, że Dawid jako kapitan nie powinien tego robić. Prezes Rakowa, Krzysztof Kołaczyk, walczył po meczu z bardzo mieszanymi uczuciami. – Bo mamy bardzo młodą drużynę, która pod okiem Jurka trenowała tylko miesiąc i zdecydowanie potrzebuje czasu – podkreślał. – Z drugiej strony jednak każdy z nas ma duszę sportowca, który zawsze liczy na zwycięstwo i smuci się, jeśli nie wyjdzie. Ale dalej robimy swoje. To na pewno się wkrótce odbije na wynikach. Tychy, 20 marca 2010, godz. 15:00 GKS TYCHY – RAKÓW 1:0 (1:0) 1:0 Kozłowski (41, głową, asysta Bizacki) SĘDZIOWAŁ: Michał Woś (Zamość). WIDZÓW: 800. ŻÓŁTE KARTKI: Odrobiński – Kowalczyk, Jankowski, Kmieć. CZERWONA: Jankowski (89, za drugą żółtą). GKS TYCHY: Kojdecki – Kozłowski, Kopczyk, Masternak, Dębowski – Odrobiński, Babiarz, Kasprzyk, Feruga (87 Furczyk) – Bizacki – Wesecki. RAKÓW: Szramowiat – Mastalerz, Pluta, Jankowski, Kowalczyk – Witczyk (62 Nocuń), Ogłaza, Kmieć (78 Hyra), Lenartowski, Gajos (69 Brondel) – Zachara.