Błaszczykowski: „Mamy asa w rękawie”

W ubiegłym tygodniu kilkakrotnie trenował z drużyną Jerzego Brzęczka, w czwartek został oficjalnie Ambasadorem Nowego Rakowa, a w sobotę kibice przywitali go na stadionie przy Limanowskiego burzą oklasków. – Powstaje tu coś naprawdę ciekawego – podkreśla w naszym wywiadzie Kuba Błaszczykowski.
W ubiegłym tygodniu kilkakrotnie trenował z drużyną Jerzego Brzęczka, w czwartek został oficjalnie Ambasadorem Nowego Rakowa, a w sobotę kibice przywitali go na stadionie przy Limanowskiego burzą oklasków. – Powstaje tu coś naprawdę ciekawego – podkreśla w naszym wywiadzie Kuba Błaszczykowski. Rozmowa z Kubą Błaszczykowskim, reprezentantem Polski i zawodnikiem Borussi Dortmund, który w 1993 roku jako ośmiolatek zaczął piłkarską karierę w Rakowie Częstochowa. W czwartek prezes Krzysztof Kołaczyk oficjalnie ogłosił go Ambasadorem Nowego Rakowa. - Pamiętasz, kiedy ostatni raz miałeś na sobie koszulkę Rakowa? - Oj nie pamiętam, było to naprawdę troszkę czasu temu... Wydaje mi się, że w okolicach 2000 roku, czyli przed niemal dekadą. Na pewno w rozgrywkach Śląskiej Ligi Juniorów i na pewno w drużynie trenera Mirka Siei. On był moim szkoleniowcem, gdy odchodziłem z Rakowa… - Teraz wracasz w zupełnie nowej roli. - Można powiedzieć, że tam gdzie Jurek, tam i ja (śmiech). Trudno ukryć, że o moim zaangażowaniu w nowy Raków zdecydowały w głównej mierze więzi rodzinne z Jurkiem i przyjacielskie z Krzyśkiem Kołaczykiem. Wraz z grupą osób podjęli się naprawdę ciężkiego zadania i powiem szczerze, że gdy na samym początku rozmawialiśmy o sytuacji klubu i o problemach, które muszą rozwiązać by uratować Raków, nie byłem zbyt optymistycznie nastawiony. Patrząc na ówczesny budżet i ogromne zadłużenie, kondycja klubu wyglądała naprawdę nieciekawie. Przez ostatnie miesiące Jurek i Krzysiek wykonali wraz z innymi wielką pracę, która bardzo szybko przynosi efekty. Od razu przecież widać poprawę i mówię tu nie tylko o stopniowym spłacaniu długu po poprzednikach, ale ogólnie o funkcjonowaniu klubu pod względem organizacyjnym. Zupełnie nową jakość mamy choćby w traktowaniu sponsorów. Każdy wie, że w przeszłości było z tym różnie. - W ostatnich latach od czasu do czasu można Cię było jednak spotkać na Limanowskiego, więc nie jest chyba tak, że dopiero teraz – po rozpoczęciu budowy nowego Rakowa przez Jurka Brzęczka i Krzyśka Kołaczyka – przypomniałeś sobie o macierzystym klubie? - Na pewno nie, choć trudno ukryć, że od pół roku zacząłem bardziej interesować się Rakowem. Tutaj się wychowałem, tutaj grałem 8 lat i dużo temu klubowi zawdzięczam. Bardzo by było szkoda, gdyby cała tradycja Rakowa została zburzona, zakopana w dole i zapomniana, a takie miasto straciło tak zasłużony klub. Rozmawiam z wieloma osobami w całej Polsce i dosłownie wszyscy Częstochowę kojarzą właśnie z Rakowem. Z całym szacunkiem dla innych ważnych dyscyplin, to właśnie piłkę każdy chce oglądać i nie możemy pozwolić, by ją tutaj na długie lata stracić. Wcześniej Raków promował miasto i myślę, że teraz jest dobry moment, by to miasto pomogło wypromować klub – w końcu budowany na zdrowych, profesjonalnych fundamentach. Bardzo liczymy, że dobra współpraca z Urzędem Miasta się nie skończy, a jednocześnie zachęcamy wszystkie firmy z Częstochowy i regionu do współpracy. Każdy nowy partner klubu jest na pewno mile widziany, a ja jestem pewien, że wcześniej czy później na tym współdziałaniu skorzystają obie strony. Ostatnie miesiące na Limanowskiego to początek dobrego. Podkreślam, warto się nowym Rakowem zainteresować. - Jesteś na pewno w stałym kontakcie z Jurkiem Brzęczkiem. Pamiętasz może, kiedy pierwszy raz wspomniał Ci o pomyśle wzięcia spraw w swoje ręce i zbudowania na Rakowie mocnego, profesjonalnego klubu? - Wydaje mi się, że pomysłem zaraził go Krzysiu Kołaczyk. To główny prowodyr tego zamieszania! (śmiech). Jeśli chodzi o Krzysia, to nie zawsze widzimy, jaka to jest wielka praca z jego strony. Codzienne załatwianie spraw organizacyjnych, codzienne rozmowy z firmami, ewentualnymi sponsorami i żmudne przekonywanie, że wspólnie tworzymy na Rakowie coś zupełnie nowego. To wszystko ładnie wygląda, gdy na folderach promocyjnych czy oficjalnej stronie internetowej klubu pojawia się nowy sponsor. Nikt jednak nie widzi, jak ciężkie trzeba wcześniej prowadzić rozmowy. Naprawdę, wielki ukłon w stronę prezesa. Śmialiśmy się przed konferencją, że koło Urzędu Miasta Krzysiu będzie miał swoją ulicę – wszystkie chodniki już tam wydeptał... A mówiąc już całkiem poważnie, on jest osobą, która to wszystko zapoczątkowała i oddaje temu klubowi cały swój czas i serce. Należy mu się za to ogromny szacunek. - Wielu kibiców zmroziły jednak dane zaprezentowane podczas konferencji prasowej. Przedstawiciele klubu otworzyli chyba oczy tym, którzy myśleli, że w Rakowie sytuacja jest już idealna. Jurek Brzęczek, mówiąc o problemach klubu, nie był przekonany, czy za jakiś czas nie nadejdzie przypadkiem moment, gdy nowy Raków nie będzie się mógł dalej rozwijać. Wspomniał o propozycji selekcjonera Franciszka Smudy... - Jurek uwielbia sport, kocha piłkę nożną... Podjął się bardzo trudnego zadania i sprawdza się w tym, co robi. Z tym odchodzeniem to niech uważa, bo w PZPN-ie są problemy z licencjami i musi pięć lat przechodzić praktykę, by pójść na wyższy szczebel (śmiech). Nie martwcie się – bzdury opowiada, że odejdzie. A jeśli już, trzeba go będzie tygodniami przekonywać i dużo zapłacić. Jak za Mourinho! (śmiech) - Bundesliga zakończyła swoje rozgrywki już jakiś czas temu i często w ostatnich dniach można Cię było spotkać na Limanowskiego. Jak wrażenia? - Nie mam za bardzo czasu by regularnie na żywo oglądać mecze Rakowa, choć jeżeli jestem w Polsce, staram się zawsze tu być. Tak też było w przeszłości, o czym wspominaliśmy wcześniej. Z tego klubu się wywodzę, z częścią chłopaków, którzy tworzą teraz trzon drużyny, grałem w zespołach młodzieżowych. Mnie jak każdego piłkarza ciągnie na boisko, nawet niekoniecznie po to, by zagrać, ale żeby chociaż zobaczyć na własne oczy, jak chłopaki robią postępy. Trenowałem z nimi ostatnio parę dni i muszę powiedzieć, że to przesympatyczna grupa. Powiem szczerze, że drużyny Rakowa były często w przeszłości bardzo ciężkim środowiskiem i różnie bywało tutaj z atmosferą. Zdarzał się wyraźny podział na zawodników z miasta i tych z okolicznych mniejszych miejscowości, przez co niektórzy mieli spore problemy z aklimatyzacją. Teraz tego nie ma – była to pierwsza rzecz, jaka rzuciła mi się w oczy. Chłopaki mają fajny klimat w szatni, duży potencjał piłkarski, a ich wyniki pokazują, że już teraz potrafią to wszystko wykorzystywać. Nie zapominajmy jednak, że to wciąż bardzo młody zespół, przed którym jeszcze dużo gry i mnóstwo boiskowych doświadczeń do zebrania. W Rakowie jest fajny fundament, żeby zrobić tutaj coś naprawdę ciekawego. - W tym sezonie Raków nadspodziewanie szybko zapewnił sobie utrzymanie w drugiej lidze. Jak myślisz, o co ta drużyna będzie grała za rok? - Przy wsparciu sponsorów można już w przyszłym sezonie powalczyć o coś więcej. Naprawdę szczerze gratuluję chłopakom, trenerom i prezesom, bo przewidywania przed rundą wiosenną były dużo gorsze, a oni wszyscy zrobili świetny wynik. Przede wszystkim wielki szacunek, że dokonali czegoś takiego, grając za darmo i zupełnie nie kręcąc nosem. Rozumieją, że klub przechodzi ciężkie chwile i po prostu robią swoje. Kibice Rakowa i wszyscy sympatycy piłki nożnej w Częstochowie naprawdę powinni to docenić. Nawet jak nie idzie, jak zdarzy się słabszy dzień, ta drużyna zasługuje na wielkie wsparcie. Bo poświęcenie tych chłopaków dla Rakowa jest ogromne. - Podkreślasz w wywiadach, że Raków idzie w bardzo dobrym kierunku. Wspominałeś może o tym w Dortmundzie? Coraz częściej plotkuje się o możliwości współpracy nowego Rakowa z Borussią. - Odpowiem tak. Mamy asa w rękawie, ale wyciągniemy go dopiero w odpowiednim momencie...