Brzęczek: „Próbowaliśmy czarować”

O zakończonym sezonie w drugiej lidze, wrażeniach po pierwszej samodzielnej pracy w roli trenera oraz planach na przyszłość, opowiada szkoleniowiec Rakowa Jerzy Brzęczek. Dziś przedstawiamy pierwszą część obszernego wywiadu.
O zakończonym sezonie w drugiej lidze, wrażeniach po pierwszej samodzielnej pracy w roli trenera oraz planach na przyszłość, opowiada szkoleniowiec Rakowa Jerzy Brzęczek. Dziś przedstawiamy pierwszą część obszernego wywiadu. Za Panem cztery miesiące pierwszej samodzielnej pracy z zespołem. Jakie są Pana wrażenia, po debiucie w roli szkoleniowca? Dla mnie osobiście, są to bardzo pozytywne wrażenia. To jest moja pierwsza praca, bez większego doświadczenia na stanowisku trenera. Te cztery miesiące były jednak udane, dzięki świetnej postawie naszych piłkarzy. Zdaję sobie jednak sprawę, że w piłce nożnej najważniejsze jest, to co nas czeka w przyszłości. Teraz patrząc z perspektywy czasu, na to co się działo u nas w klubie i ile jest jeszcze przed nami pracy organizacyjnej, to mam nadzieję, że starczy nam samozaparcia, ambicji i euforii, żeby ten klub doprowadzić na zdrową ścieżkę. Piłkarze Rakowa na każdym kroku powtarzają, że współpraca z trenerem Jerzym Brzęczkiem układa się doskonale i dzięki Panu stali się lepszymi zawodnikami. Na czym polega fenomen Jerzego Brzęczka? To jest dopiero początek i cztery miesiące wspólnej pracy. Ale to świadczy tylko o tym, że ci zawodnicy potrafią grać w piłkę i mają duże umiejętności. Wielu z nich ma szansę w przyszłości występować w klubach ekstraklasy. Dla mnie ze względu na to, że wiele lat spędziłem grając na najwyższym poziomie, pomimo tego, że nie miałem doświadczenia trenerskiego, jest mi pomocne żeby znaleźć z nimi wspólny język. U nas w drużynie każdy wie, na co może sobie pozwolić. Na razie nie mamy z tym problemu. Z drugiej jednak strony piłkarze wiedzą, że jeśli przekroczą cienką granicę, to wtedy nie będzie sentymentów. Cały czas na takiej bazie staramy się pracować i jak na razie nasza współpraca układa się bardzo pozytywnie. Przed rozpoczęciem rudny wiosennej celem Rakowa było zajęcie nie gorszego miejsca w tabeli, od tego jakie zespół zajmował po rundzie jesiennej. Udało się jednak zakończyć sezon oczko wyżej. Jest Pan w pełni usatysfakcjonowany? Jestem usatysfakcjonowany, ale pozostał pewien niedosyt. W pewnym momencie uważałem, że stać nas na to, by zająć piąte, czy szóste miejsce. Uważam, że w pewnych momentach meczów zabrakło nam cwaniactwa, a może i szczęścia. Ale z drugiej strony patrząc na całą rundę wiosenną i jej przebieg, to można być zadowolonym. Przecież przed sezonem mówiono, że będziemy chłopcami do bicia. Ja jednak przed pierwszym meczem, obserwując piłkarzy na treningach i w sparingach, byłem przekonany, że sprawimy wiele niespodzianek. Grając z zespołami, które awansowały do pierwszej ligi, bądź znajdowały się w czołówce nie było widać różnicy w kulturze gry. Powiem więcej. Patrząc na zachowanie i myśl taktyczną, to prezentowaliśmy się lepiej od tych rywali. Który z meczów rozegranych w rundzie wiosennej zapadł Panu szczególnie w pamięci? Było kilka spotkań szalonych, jak na przykład z Unią w Janikowie. W trakcie podróży dostawaliśmy przecież różne informacje, czy mecz w ogóle dojdzie do skutku. W samym meczu do przerwy prowadziliśmy 2:0, a na drugą połowę wychodzimy i popełniamy błędy, co przeciwnik wykorzystuje, doprowadzając do remisu. W końcówce genialnie uderzył jednak Artur Lenartowski i wyszliśmy na prowadzenie. Później strzeliliśmy jeszcze jedną bramkę i skończyło się 4:2. Dla mnie, to było pewnego rodzaju zadośćuczynienie, bo pamiętam jak przed spotkaniem na tablicy w szatni napisałem kartkę z napisem RAKÓW 42, co oznaczało, że musimy wygrać. Niekiedy trzeba robić takie rzeczy, żeby jeszcze bardziej pobudzać drużynę. Nie ukrywam, że próbowaliśmy czarować w ten sposób i czasami udawało się. Kadra Rakowa w oparta jest na młodych zawodnikach. Obserwując ich podczas treningów, bądź meczów ligowych dostrzegł Pan postęp w ich grze? Patrząc na całe rozgrywki i na postęp, jaki ta drużyna robiła, to był dla mnie bardzo satysfakcjonujący sezon. Choć w ostatnich dwóch meczach widać było, że ci młodzi ludzie nie byli przygotowani do takiego obciążenia i mieli problemy. Widać to było na przykładzie Pawła Nocunia, który miał bardzo dobre spotkania, ale w tych ostatnich meczach nie dawał rady fizycznie i nie potrafił wykorzystywać swoich umiejętności, jakie pokazywał wcześniej. Nie miałem jednak żadnych obaw, żeby na nich postawić. Pod każdym względem prezentowaliśmy się bardzo dobrze. Jest to ciekawa grupa zawodników, która posiada niesamowite predyspozycje. Potrafili to pokazać na boisku. Przykładem był mecz z Turem Turek, który przegrywaliśmy 0:2 i do momentu strzelenia bramki na 1:2, było to słabe spotkanie w naszym wykonaniu. Później doprowadziliśmy do remisu, aż w końcu wygraliśmy. To świadczy o charakterze tej drużyny. To jest urok piłki i mam nadzieję, że kibice zaczną to doceniać. Powiem szczerze, że oczekiwałem od kibiców, że w większej ilości będą przychodzili na nasz stadion. Na początku mogłem zrozumieć niepewność, ale później ta drużyna grała bardzo dobrze i kibiców było zbyt mało. Prawdziwy kibic nie jest tylko wtedy, gdy gramy o coś. Są przecież takie momenty, że drużyna dopiero zaczyna być budowana, a klub zaczyna być tworzony na zdrowych zasadach. Właśnie wtedy potrzebni są, ci prawdziwi kibice żeby pomóc. Przed wznowieniem rundy rewanżowej Raków pozyskał sześciu nowych piłkarzy. Spełnili Pana oczekiwania? Uważam, że ci wszyscy zawodnicy, którzy do nas przyszli bardzo dobrze wkomponowali się w zespół. Zawsze można było na nich liczyć i nie zawodzili. Najważniejszą rzeczą jest jednak, że wszyscy tworzyli kolektyw. Czasami jest tak, że jak przychodzi wielu nowych zawodników, to mogą mieć problemy z aklimatyzacją. U nas na szczęście takiej sytuacji nie było. To jest grupa ponad dwudziestu mężczyzn o różnych charakterach. Oni muszą się przede wszystkim nawzajem szanować i wspierać na boisku. Niekiedy jest tak, że piłkarze o większych umiejętnościach, którzy nie potrafią współgrać z grupą, mogą zrobić więcej szkody niż pożytku. My na szczęście nie mieliśmy takiej sytuacji. Zimą z okresu wypożyczenia do Piasta Gliwice powrócił do Rakowa Artur Lenartowski. Czy myśli Pan, że po tych trzech miesiącach spędzonych w Częstochowie jest gotowy ponownie spróbować swoich sił w ekstraklasie? Wszystko jest zależne od tego, do jakiego klubu by trafił. Artur ma niesamowite umiejętności żeby grać w ekstraklasie na dobrym poziomie. Parokrotnie rozmawiałem z nim na ten temat i starałem mu uświadomić, że ja także chcę mu pomóc, żeby grał jeszcze lepiej. W wielu meczach zaprezentował się bardzo dobrej strony, strzelił osiem bramek. Uważam jednak, że Artur może grać zdecydowanie lepiej i jeżeli jeszcze jako osobowość będzie potrafił mieć większy wpływ na pokazanie swoich walorów, to jego wartość będzie jeszcze wyższa. Jest zawodnikiem, który sam potrafi rozstrzygnąć losy spotkania, ale do pewnych rzeczy musi jeszcze dojrzeć. Wkrótce przedstawimy drugą część wywiadu z trenerem Jerzym Brzęczkiem. Szkoleniowiec opowie m in. o planach na przyszłość i polityce transferowej częstochowskiego Rakowa.