Doświadczenia się nie kupi

W ostatnich minutach drużynę Jerzego Brzęczka dopingiem niósł cały stadion, jednak mimo niesamowitej ambicji „czerwono-niebieskim” nie udało się zadać decydującego ciosu. Raków zremisował z Bałtykiem 0:0 i do swojego konta dopisuje jeden punkt.
W ostatnich minutach drużynę Jerzego Brzęczka dopingiem niósł cały stadion, jednak mimo niesamowitej ambicji „czerwono-niebieskim” nie udało się zadać decydującego ciosu. Raków zremisował z Bałtykiem 0:0 i do swojego konta dopisuje jeden punkt. Po końcowym gwizdku sędziego gracze z Gdyni byli dla siebie bardzo surowi. Gdy piłkarze Rakowa dziękowali swoim kibicom za świetny doping, Michał Pietrzyk pokrzykiwał w tunelu do swoich kolegów: – To, co dzisiaj zagraliśmy, to lekka żenada! Młode chłopaki sobie rozgrywają piłkę, a my biegamy za nimi i kopiemy bez sensu do przodu. Wynik to jedyny pozytyw tego meczu – denerwował się pomocnik Bałtyku, a inni podopieczni Piotra Rzepki smutno przytakiwali. Trudno ukryć, że składna gra młodych częstochowian mogła być momentami dla rywali mocno frustrująca. Nikt takich statystyk na tym szczeblu nie prowadzi, ale różnica w posiadaniu piłki w drugiej połowie sięgała prawdopodobnie poziomu 70 do 30. – Gołym okiem widać, że przy wykończeniu akcji wciąż brakuje nam doświadczenia – mówi trener Jerzy Brzęczek. – Dobrze rozgrywamy piłkę i dochodzimy do dośrodkowań, ale dziś praktycznie ani razu nie zdarzyło nam się dobre ostatnie dogranie. Tej dokładności pod bramką rywali nam na dzień dzisiejszy najbardziej brakuje. W szeregach Rakowa dało się zauważyć brak kontuzjowanych Dawida Nabiałka i Macieja Gajosa. Mateusz Zachara, z konieczności znów ustawiony „na szpicy”, często cofał się po piłkę do drugiej linii, przez co goście mieli w okolicach własnego pola karnego wyraźną przewagę liczebną. Szczęścia gracze Rakowa szukali więc przed przerwą głównie w strzałach z daleka. Aż trzykrotnie w pierwszych 45 minutach próbował Piotr Mastalerz, jednak za każdym razem nieznacznie chybił. Zdecydowanie najlepszą okazję miał w 40. minucie, gdy wykonywał rzut wolny niemal z linii pola karnego. Uderzył z dużą siłą, ale trochę za wysoko. – Goście też mieli swoje sytuacje i niewiele brakło, by druga połowa była dla nas dużo trudniejsza – podkreśla trener Brzęczek, mając na myśli przede wszystkim wydarzenia z doliczonego czasu gry w pierwszej połowie. Błąd popełnił Maciej Szramowiat, który niepotrzebnie wybiegł z bramki na szesnasty metr i zupełnie minął się z piłką. Próbujący ratować sytuację Paweł Nocuń nieprzepisowo powstrzymał w polu karnym Błażeja Adamusa i sędzia słusznie wskazał na jedenasty metr. Wojciech Trochim z karnego trafił jednak w słupek, a dobitkę Michała Michałka świetnie obronił Szramowiat. – Niestety. Los dał nam tuż przed przerwą karnego, ale wyszło zmęczenie albo za duży stres – żałuje szkoleniowiec gości, Piotr Rzepka. – W drugiej połowie trochę za bardzo nastawiliśmy się na kontrę i kilka razy bardzo przez to cierpieliśmy. Można było się spodziewać, że końcówka będzie dla nas bardzo trudna. Te czarne chmury, które z każdą minutą gromadziły się nad stadionem, dodawały jeszcze więcej horroru. Faktycznie, Raków w ostatnich minutach, niesiony dopingiem całego stadionu, całkowicie zamknął rywali na ich połowie boiska. Ci w końcówce nawet nie ukrywali swojego nadrzędnego celu. – Defensywa! – dało się słyszeć z ławki rezerwowych Bałtyku, gdy gdynianie dawali się za bardzo wciągać w częstochowską strefę obrony. Niestety, ani efektowny wolej Mateusza Zachary, ani strzały z dalszej odległości Artura Lenartowskiego, Sławomira Ogłazy i Miłosza Kulawiaka nie przyniosły bramkowego efektu. Goście zaś co jakiś czas kontrowali i naprawdę niewiele brakło, by po strzałach Michała Michałka i Łukasza Nadolnego pokonali Szramowiata. Bramkarz Rakowa prawdziwym kunsztem wykazał się szczególnie przy dwóch bezpośrednich pojedynkach z tym drugim w 82. i 83. minucie. – Mimo to jestem z wyniku bardzo zadowolony, bo chcieliśmy koniecznie pokonywać te powrotne 500 kilometrów po polskich drogach w niezłych nastrojach. Dopisujemy do swojego konta ciężko wywalczony punkt, a wartość tego remisu zwiększa jeszcze to, jak zaprezentowali się dzisiaj gospodarze. Muszę przyznać, że moim zdaniem ci młodzi chłopcy zagrali rewelacyjny mecz – nie kryje szkoleniowiec przyjezdnych. Jerzy Brzęczek natomiast zdaje sobie sprawę, że część kibiców może być nieco zawiedziona kolejnym bezbramkowym remisem Rakowa. – Ja też bym chciał, jak zresztą każdy trener, żeby sytuacji w każdym meczu było dużo i wpadały z nich bramki – przyznaje. – Ale czasu nie da się kupić, doświadczenia również nie. Osobiście jestem ogromnie podbudowany, gdy patrzę na zachowanie tych zawodników na boisku. Pracujemy razem stosunkowo krótko, a nich widać wielkie postępy, dlatego podkreślam: nie mogę mieć do nich żadnych zastrzeżeń. Jasne, że pewne rzeczy można zrobić lepiej, ale na to trzeba czasu, treningu, wielu rozegranych spotkań. Póki co musimy się po prostu uczyć. Częstochowa, 8 maja 2010 – godz. 17:00 RAKÓW – BAŁTYK GDYNIA 0:0 SĘDZIOWAŁ: Robert Marciniak (Kraków). ŻÓŁTE KARTKI: Pluta – Pietrzyk, Trochim. WIDZÓW: 1500. RAKÓW: Szramowiat – Mastalerz, Hyra, Pluta, P. Kowalczyk – Nocuń (70 Witczyk), Ogłaza, Ł. Kowalczyk (80 Kulawiak), Lenartowski, Świerk (65 Czerwiński) – Zachara. BAŁTYK: Grubba – Granosik, Wasilewski, Benkowski, Król – Drzymała, Pietrzyk, Trochim, Adamus – Kudyba (46 Nadolny), Michałek. >> Zobacz pozostałe wyniki i tabelę drugiej ligi (ASTAR.CZEST.PL)