G.Kokott: „Jan Basiński był moim przyjacielem”

Na trzy dni przed rozpoczęciem Memoriału im. Jana Basińskiego przedstawiamy wywiad z byłym piłkarzem i trenerem Rakowa Gothardem Kokottem, który prywatnie przyjaźnił się z Janem Basińskim. – Piłka nożna ma to do siebie, że po latach gry tworzymy ogromną rodzinę – przekonuje Kokott.
Na trzy dni przed rozpoczęciem Memoriału im. Jana Basińskiego przedstawiamy wywiad z byłym piłkarzem i trenerem Rakowa Gothardem Kokottem, który prywatnie przyjaźnił się z Janem Basińskim. – Piłka nożna ma to do siebie, że po latach gry tworzymy ogromną rodzinę – przekonuje Kokott. Wywiad z Gothardem Kokottem – byłym piłkarzem i trenerem Rakowa. Czy pamięta Pan pierwsze spotkanie z Janem Basińskim? Przychodząc do Częstochowy byłem zawodnikiem Piasta Gliwice i kiedy trafiłem do Rakowa moim pierwszym trenerem był pan Wesołowski, a zaraz po nim Jan Basiński, który pełnił w klubie dwie role. Pracował w hucie na stalowni oraz prowadził drugą drużynę Rakowa. W tamtych czasach drugi zespół był czołową drużyną w A – klasie, czyli w dzisiejszej Lidze Okręgowej. Z tego co Pan pamięta, to jakim był on typem trenera? Czy żywo reagował na wydarzenia na boisku, stojąc ciągle przy linii i będąc w ciągłym kontakcie z zawodnikami, czy raczej spokojnie obserwującym z ławki poczynania zawodników na boisku? Po pierwsze był bardzo ambitnym człowiekiem i bardzo dużo wymagał, zarówno od siebie jak i swoich podopiecznych. Sztuka trenerska polega na tym, żeby przede wszystkim wychowywać i Jan Basiński to potrafił. Nie lubił ludzi, którzy go oszukiwali i unikali pracy. Zawsze był dla wszystkich dostępny. Był także bardzo wymagającym trenerem w realizacji założeń taktycznych. Czy trener Basiński jak Pan pamięta żył ciągle piłką? Czy przenosił swoją pracę do domu? Czy konspekty prowadził to trudno mi jest w tej chwili odpowiedzieć. Ale żył każdym dniem, każdym treningiem i każdym meczem. Myślę, że było to bardzo dobre podejście, bo tylko w ten sposób, pilnując i dając przykład można wychować piłkarza. Jest jakaś sytuacja związana z Janem Basińskim która szczególnie utkwiła Panu w pamięci? Na pewno były to zwycięstwa w meczach, które są i zawsze będą wielką sprawą. I oczywiście awanse, a było ich kilka do II ligi. Ale uważam, że jedną z najważniejszych rzeczy którą przeżyliśmy, to atmosfera którą potrafił zawsze zbudować w szatni. Myślę, że oprócz przygotowania fizycznego i taktycznego, atmosfera odgrywa bardzo ważną role w zespole. Dobra atmosfera, to czterdzieści procent wygranej-reszta sześćdziesiąt procent to są treningi. Jeżeli ktoś potrafi narzucić zawodnikom wiarę, to wtedy dochodzi do takich rzeczy, że zawodnik potrafi dać z siebie wszystko. Ta atmosfera nie może zawieść kolegi, trenera i siebie, bo to są ci ludzie dla których grasz. Samo zwycięstwo to jest tylko efekt samozadowolenia. Moim zdaniem zawodnik nie powinien wychodzić na boisko z przekonaniem ile zarobi. Najpierw powinno liczyć się zwycięstwo, a dopiero później stojąc pod prysznicem można pomyśleć o wynagrodzeniu za pracę. Jakim człowiekiem był trener Basińskim prywatnie? Jan Basiński to postać wybitna, najbardziej znacząca w moim odczuciu w Rakowie. Po poznaniu go jako człowieka, muszę powiedzieć, że jeżeli w życiu przyjaciół ma się bardzo mało, to był on jednym z nich. Takich ludzi jest szkoda, że nie ma ich wśród nas. Bo spotkanie się w obojętnie w jakiej sytuacji gdzieś na boisku, czy poza nim to było naprawdę szczęście, że człowiek się może z nim spotykać. Trener Basiński jako jedyny w tym klubie po kontuzji podał mi rękę. I to nie wtedy gdy byłem na fali, tylko wtedy gdy nie mogłem już grać i zostałem jego asystentem. Na tej samej zasadzie ja też się kiedyś odwdzięczyłem. Henryk Turek zerwał ścięgna Achillesa i był to w zasadzie koniec jego gry. Wtedy ja byłem trenerem i wziąłem go jako asystenta. Takich ludzi się nie spotyka. Jakim człowiekiem był trener Basiński dla swoich zawodników? Czy jego treningi wyglądały tak, że była tam ciężka dyscyplina, czy raczej były one prowadzone „na luzie”? U Basińskiego nigdy nie było nic „na luzie”. Wszystkie rzeczy które trzeba było wykonać musiały zostać wykonane. Ja sobie nie wyobrażam, żeby któryś z zawodników mógł sobie zrobić z treningu jakiś żart. Tego faceta by na pewno w klubie nie było. Był bardzo wymagającym człowiekiem, ale potrafił rzetelnie oceniać ludzi to był jego wielki atut. Czy Jan Basiński po zakończeniu swojej pracy trenerskiej w Rakowie często pojawiał się na stadionie przy ul. Limanowskiego? Najlepszym dowodem jest to, że jeżeli w klubie zaistniała jakakolwiek potrzeba on był na miejscu. Gdy nie był już trenerem pierwszej drużyny to prowadził drużyny młodzieżowe. Jednym z jego wychowanków, którym z pewnością chwali się w niebie jest Mariusz Przybylski. Wiemy dobrze, że o Janie Basińskim mówi się, że jest on legendą klubu z Limanowskiego, jak jednym zdaniem scharakteryzowała by go inna legenda czerwono-niebieskich Gothard Kokott? Bez zwątpienia. Uważam, że ponieważ jest w zasadzie wychowankiem tego klubu to był człowiekiem który budował historię częstochowskiej piłki a szczególnie Rakowa Częstochowa. Jak Pan zareagował na wieść o śmierci trenera Basińskiego? To jest tak jakbyś stracił przyjaciela. Nie kolegę, nie zwykłą osobę tylko przyjaciela. A przyjaciół tak jak powiedziałem nie ma się dużo, jednego góra dwóch. To są ci ludzie, których później najbardziej brakuje. Spotykaliśmy się często, szczególnie na meczach. Piłka nożna ma to do siebie, że po latach masz ogromną rodzinę. Z wujkami bądź innymi członkami rodziny spotykamy się parę razy do roku może częściej, a tu wychodzisz codziennie na trening, na boisko, wygrywasz, przegrywasz. Uważam, że ludzie którzy grali w piłkę na jakimś poziomie najbardziej cenią sobie tą przyjaźń. Rozmawiał: Dawid Furch