Historia 2


7 momentów                                                                                                                           

Czerwono-niebieska historia...

Historia klubu to zawsze historia wydarzeń. Chwil, które z różnych względów, najmocniej utrwaliły się w pamięci pokoleń. Oto siedem momentów, które zapisały się na najpiękniejszych kartach dziejów najlepszego klubu piłkarskiego w regionie - RKS Raków Częstochowa.

 pp67

 

 
 
Rok 1921                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                        

Powstanie Klubu

Wszystko zaczęło się w…1921 roku. W wyniku starań działaczy Organizacji Młodzieżowej Towarzystwa Uniwersytetów Robotniczych został założony Klub Sportowo-Footbalowy „Racovia”. Patronat nad klubem objął Komitet Dzielnicowy PPS i lokalny oddział Związku Zawodowego Metalowców. Prezesem Zarządu Klubu został Jan Łoboda, a oprócz niego w kierownictwie “Racovii” znaleźli się także: Jan Baścik, Marian Federak, Józef Kaźmierczak, Antoni Kiełbasiński, Wiktor Letkowski i Wacław Sobczyk.

“Racovia” była klubem typowo amatorskim, posiadającym w pierwszych latach istnienia tylko sekcję piłki nożnej, a zawodnicy występowali zwykle w zielonych koszulkach z czarnymi wyłogami oraz w czarnych spodenkach. Emblematem klubu była czarna tarcza z zieloną literą “R”.

Oficjalny wniosek w sprawie rejestracji Klubu Sportowego “Racovia” został złożony 24 kwietnia 1924 r. W tym czasie prezesem był Józef Kaźmierczak, a po jego wyjeździe do Ostrowca, pod koniec 1924 p.o. prezesa został Marian Federak. Niepowodzeniem zakończyły się podjęte również w tamtym roku próby zarejestrowania “Racovii” w Krakowskim Okręgowym Związku Piłki Nożnej – Podokręg Sosnowiec, co pozwoliłoby na dopuszczenie klubu do oficjalnych rozgrywek.

20 lipca 1925 roku zarząd “Racovii” podjął uchwałę o rozwiązaniu klubu. Dopiero w 1927 roku, dzięki staraniom m.in. Józefa Baranowskiego, Antoniego Gładysza i Władysława Pachołka, “Racovia” została reaktywowana, ale jednocześnie zmieniono jej nazwę na Robotniczy Klub Sportowy “Raków” – Sekcja Sportowa OM TUR. Wówczas też przyjęto, że barwami klubu będą dwa kolory: czerwony i niebieski.

 
 
 
Rok 1967                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                   

Finał Pucharu Polski

- Raków w pełni zasłużył na srebrny medal. Sądzę, że o tej drużynie usłyszymy jeszcze wiele razy – powiedział podczas dekoracji po finale Pucharu Polski w 1967 roku prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Wiesław Ociepka. Raków przegrał wówczas z Wisłą Kraków, ale był na ustach kibiców w całej Polsce.

9. lipca 1967 roku. Stadion Błękitnych Kielce. Na trybunach sześć tysięcy widzów, a w tunelu przygotowani do wyjścia na murawę piłkarze pierwszoligowej Wisły Kraków i trzecioligowego wówczas częstochowskiego Rakowa. Według wielu historyków naszego klubu, a także sympatyków spotkanie rozegrane w Kielcach było najważniejszym meczem w historii częstochowskiego klubu. Ówczesny trener Rakowa Jerzy Wrzos zdecydował się wysłać do boju jedenastkę w składzie: Andrzej Czechowski, Zdzisław Jaśkiewicz, Mirosław Głowacki, Engelbert Hojko, Witold Synoradzki, Wojciech Pędziach, Ryszard Szwed, Alojzy Krzywoń, Jan Kruk, Bernard Burczyk, Andrzej Drażyk, którego po przerwie zastąpił Jerzy Stachowiak.

I połowa  „…Na trybunach kieleckiego stadionu znalazło się blisko trzy tysiące kibiców Rakowa, którzy gorąco dopingowali swoich ulubieńców. A zaczęło się obiecująco, bowiem już w 2. minucie spotkania po świetnym podaniu Pędziacha, Jan Kruk był o krok od zdobycia bramki. Hutnicy atakowali, ale w polu karnym utrzymywała się lekka przewaga Wiślan. W 43. min. gry Drażyk zmylił czujność obrońców Wisły, strzelając z trudnej pozycji. Niestety. Piłka poszybowała tuż nad poprzeczką. Na kilkanaście sekund przed końcem pierwszej części gry Hojko sfaulował Syktę. Rzut karny! Egzekutorem był mistrz nad mistrzami Kawula. Ale bramkarz Rakowa był w tym dniu bezkonkurencyjny. Wyczuł intencje obrońcy „Białej Gwiazdy” i wyłapał piłkę…”
II połowa „…Po zmianie stron inicjatywa należała do krakowian i częstochowski zespół miał pełne ręce roboty. W miarę upływu czasu gra się wyrównała i nasi zawodnicy coraz częściej przedostawali się w pole karne rywala. W 71. min Burczyk strzelił obok słupka, a w 89. min miał znakomitą okazję rozstrzygnięcia losów meczu. Czechowski znów broni strzał Stadnickiego, podaje do Kruka, ten momentalnie przerzuca piłkę na prawą stronę i "Bury" jest kilkanaście metrów od bramki Stroniarza: zamiast jednak prowadzić piłkę, decyduje się na strzał i Stroniarz broni nogą na róg..."
 
Dogrywka               

„…Przerwa i dogrywka! Ale już teraz wiadomo, że Raków stoi na straconej pozycji. W 78. min gry Witek Synoradzki, który znakomicie dawał sobie radę z prawą stroną napadu Wisły, doznał bolesnej kontuzji i do końca spotkania był już tylko statystą. Tak więc w ostatniej odsłonie dramatycznego pojedynku, rakowianie grają w dziesiątkę., przeciwko pierwszoligowemu rutynowanemu przeciwnikowi. Ale nie kapitulują do końca. W 94. min. gry Burczyk strzela ostro, piłka mija Stroniarza i muska poprzeczkę. W 106. min dopełnia się dramat częstochowian: Sykta zdobywa pierwszą bramkę dla Wisły, a cztery minuty później Gach ustala wynik meczu. Jeszcze kilka obustronnych ataków, strzał Kruka w poprzeczkę i koniec meczu. Obie drużyny ustawiają się na środku boiska. Puchar Polski wędruje do rąk uszczęśliwionych piłkarzy Wisły – dla Rakowa pozostają srebrne medale..." - Wasi piłkarze udowodnili całej Polsce, że ich udział w dzisiejszym finale nie był dziełem przypadku. Raków pokazał jak powinno się walczyć. W pełni zasłużył na srebrny medal Pucharu. Sądzę, że o tej drużynie usłyszymy jeszcze wiele razy - powiedział podczas dekoracji ówczesny prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, Wiesław Ociepka.przedostawali się w pole karne rywala. W 71. min Burczyk strzelił obok słupka, a w 89. min. ma znakomitą okazję rozstrzygnięcia losów meczu. Czechowski znów broni strzał Stadnickiego, podaje do Kruka, ten momentalnie przerzuca piłkę na prawą stronę i „Bury” jest kilkanaście metrów od bramki Stroniarza: zamiast jednak prowadzić piłkę, decyduje się na strzał i Stroniarz broni nogą na róg…”

Finał Pucharu Polski WISŁA – RAKÓW 2:0 (0:0, 0:0)
1:0 Sykta (107’), 2:0 Skupnik (111’)

WISŁA: Stroniarz (Karczewski) – Monica, Kawula, Polak, Herod (Budka), Wójcik, Lendzion, Gach, Sykta, Studniowi, Skupnik.

RAKÓW: Czechowski – Jaśkiewicz, Głowacki, Synoradzki, Hojka, Pędziach, Krzywoń, Kruk, Szwed, Burczyk, Draży (J. Stachowiak).

 
 
 
Rok 1985                                                                                                               

Spartakiada

Spartakiada Młodzieży, która odbyła się 1985 roku w Rzeszowie ma wyjątkowe miejsce w historii Rakowa. To tam częstochowscy piłkarze odnieśli sukces bez precedensu, wygrywając całe zawody bez straty bramki i zostając tym samym najlepszą drużyną w kraju w kategorii piętnastolatków. Równie ważny był styl tego zwycięstwa, który nie pozostawił złudzeń, kto był w tamtym okresie najlepszy.

W rzeszowskiej spartakiadzie wystrzelił talent Krzysztofa Kołaczyka, dzisiejszego Prezesa Rakowa. 17 bramek strzelonych w trakcie turnieju robi wrażenie. W ówczesnej drużynie wystąpiła cała plejada zawodników, którzy później mieli duży wpływ na losy Rakowa i są z nim związani do dziś. Oprócz Krzysztofa Kołaczyka barw drużyny bronili: Jerzy Brzęczek – dziś trener I drużyny, Grzegorz Lelonek – trener bramkarzy, Artur Lampa –klubowy masażysta, Cezary Suchan – działacz piłkarski, w przeszłości pracownik Rakowa.

 
Relacja

Oto jak relacjonowało wydarzenie Życie Ćzęstochowy:                             „…Prawdziwą furorę zrobili młodzi piłkarze RKS Raków. W pięciu spotkaniach turnieju finałowego nie stracili punktu, a nawet bramki. Sami zdobyli 17 goli, co daje średnią 3,4 na mecz. Kolejno pokonali "Radomiaka" Radom 3:0, "Championa" Gdańsk 6:0, "Włokniarza" Białystok 4:0, "Victorię" Toruń 2:0, i w finale "Hutnika " Kraków 2:0..."

 „…Podopieczni trenerów Zbigniewa Dobosza i Andrzeja Lewandowskiego grali w składzie: Grzegorz Lelonek - Artur Lampa, Jarosław Szuster, Sebastian Synoradzki, Zbigniew Wrotniak – Jacek Kopij, Jarosław Bednarski, Jerzy Brzęczek – Marek Zalas, Krzysztof Kołaczyk, Karol Kula. Rezerwę stanowili: Maciej Cieśla, Cezary Suchan, Witold Dudka, Piotr Nowakowski i Grzegorz Masłoń. Na podkreślenie zasługuje fakt, że większość z nich to dobrzy uczniowie – aż 14 rozpocznie w nowym roku szkolnym naukę w liceach i technikach. Swój udział w sukcesie mają również: kierownik drużyny Henryk Łaskowski, i trener koordynator CzOZPN Zbigniew Ormańczyk. Zaś najwierniejszymi kibicami byli rodzice zawodników, którzy towarzyszyli im zarówno w rundzie eliminacyjnej w Boguchwale, jak i też w finale w Mielcu. Szkoda tylko, że najlepszy zawodnik i snajper turnieju Krzysztof Kołaczyk (13 zdobytych bramek) wskutek niedoskonałości regulaminowych został pozbawiony tytułu "króla strzelców" (przypadł on reprezentantowi gospodarzy). Grzegorza Lelonka uznano najlepszym bramkarzem turnieju..."

 
 
 
Rok 1994                         

Awans do Ekstraklasy

W 1994 roku Raków po raz pierwszy awansował do piłkarskiej ekstraklasy, która według ówczesnego nazewnictwa funkcjonowała jako „1 liga”. Awans częstochowianie zapewnili sobie już dwie kolejki przed końcem sezonu, po zwycięstwie na własnym stadionie z Arką Gdynia, którą rozgromili 6:1. 

 
Relacja

Tak wydarzenie relacjonowało Życie Ćzęstochowy: „…To, co do niedawna wydawało się jeszcze niemożliwe, teraz stało się faktem. Po raz pierwszy w historii naszego miasta doczekaliśmy się pierwszej ligi piłkarskiej. Przed wojną do wrót ekstraklasy dobijała się Brygada, jednak dopiero Raków dopiął celu. Efektownym zwycięstwem 6:1 nad Arką Gdynia hutnicy postawili kropkę nad "i". Wielkie brawa dla piłkarzy, trenerów i działaczy hutniczego klubu. Pamiętamy, iż przed laty szkoleniowiec Rakowa - Zbigniew Dobosz miał kłopot z utrzymaniem stanowiska trenera, mimo faktu, że jego młodzi piłkarze świetnie zaprezentowali się w OSM. Teraz, jako trener pierwszej drużyny udowodnił swe nieprzeciętne zdolności szkoleniowe..."

 „…Awans Rakowa do I ligi jest historyczną chwilą nie tylko dla piłkarzy i mieszkańców Częstochowy. Działacze, którzy do niedawna sponsorowali, wspierali ten hutniczy klub, zaczną decydować o dużych pieniądzach. Sport w pierwszoligowym wydaniu kosztuje. Z pewnością do wszelkich układów wejdą ludzie, którzy w tym mieście o czymś decydują. Mamy nadzieję że idea gry w piłkę nożną porwie tysiące, a kontakty z europejskim futbolem zapewnią wrażenia, które pozostaną w naszej pamięci na długo. Jak powiedział nam prezes Okręgowego Związku Piłki Nożnej Jan Bzowy skład drużyny, która walczyć będzie w pierwszej lidze nie ulegnie zmianie. A Ci, którzy przyczynili się do awansu do ekstraklasy, pozostaną w szeregach zespołu. Tak przynajmniej prezesa OZPN zapewnili bezpośrednio po meczu z Arką działacze Rakowa..."

 „…Dla nas wszystkich RKS królem jest!..."

W tym meczu Raków wystąpił w następującym składzie: Grzegorz Cyruliński, Zbigniew Sieja, Andrzej Wróblewski, Marek Pawlak, Witold Gwiździel, Sławomir Palacz, Robert Załęski, Andrzej Dziedzic, Jan Spychalski, Grzegorz Skwara, Waldemar Żebrowski. W trakcie gry z ławki rezerwowych weszli Paweł Konieczko i Krzysztof Stępień. Cztery bramki w meczu strzelił Żebrowski, a po jednej Palacz i Dziedzic.

Trener Dobosz W awans Rakowa uwierzyłem... 15 lat temu, kiedy rozpocząłem pracę w Klubie.
 

Waga tego sukcesu była tak wielka, że za jego sprawą tego dnia odbyła się… pierwsza na Rakowie pomeczowa konferencja prasowa! W trakcie jej trwania trener Dobosz zapytany o to, kiedy uwierzył, że Raków może awansować do 1 ligi, odpowiedział: „W awans Rakowa uwierzyłem… 15 lat temu, kiedy rozpocząłem pracę w klubie. Chciałem jednak zaznaczyć, że ten sukces jest nie tylko moją zasługą. Pracowali na niego wszyscy, właśnie przez te ostatnie piętnaście lat. Ale warto było tyle czekać. Wiecie panowie, najpiękniejsze jest dzieło tworzenia. A nam w Rakowie udało się coś stworzyć.”

O sile Rakowa doskonale świadczą statystyki z całego tego sezonu. Czerwono–niebiescy strzelili najwięcej (62) bramek i stracili najmniej (22) w całej lidze.

Awans ten był wydarzeniem historycznym i bez wątpienia pozostaje takim do dzisiaj. Czteroletni pobyt w krajowym „topie”, pozostaje unikalnym wydarzeniem w historii częstochowskiego futbolu. Obrazuje to także reakcja i radość kibiców, którą opisywała „Gazeta Częstochowska”: „...Wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego podniosła się niesamowita wrzawa. Najstarsi kibice Rakowa nie kryli wzruszenia. Młodsi skandowali: „Nigdy więcej II ligi”. Były gratulacje i ściski. Lały się łzy i szampan. Trener Zbigniew Dobosz fruwał w powietrzu podrzucany przez swoich podopiecznych, kibice ściągali z piłkarzy historyczne już koszulki...”

Jako beniaminek Raków zajął w ekstraklasie 13-stą lokatę. Losy utrzymania w najwyższej klasie rozgrywkowej ważyły się w pierwszym sezonie aż do ostatniego pojedynku ze Stomilem Olsztyn. Wyjazdowe zwycięstwo 1:0 pozwoliło ostatecznie częstochowianom zająć bezpieczną pozycję. Duża w tym zasługa Krzysztofa Stępnia, który w dwóch ostatnich meczach strzelił dwie kluczowe bramki.

8. lokata W kolejnym sezonie (1995/96) Raków odniósł swój największy sukces w rozgrywkach ligowych. Zdobyta wtedy 8. lokata do dziś pozostaje najlepszym wynikiem w historii częstochowskiego klubu. W 34 meczach Raków odniósł 12 zwycięstw, 8 razy remisował, a 14 razy musiał uznać wyższość przeciwnika. Kolejny sezon był już nieco gorszy i przyniósł 10. lokatę. Raków kontynuował grę w Ekstraklasie do wiosny 1998, ale nie pobił wyniku odniesionego w drugim sezonie gry na najwyższym szczeblu. W ten sposób końca dobiegła piękna przygoda Rakowa w najwyższej klasie rozgrywkowej.
 
 
 
Rok 1996

Spodek

– Kiedy wygrywaliśmy turniej w Spodku, to nikt na nas nie stawiał. A dla mnie nasze zwycięstwo nie było niespodzianką – wspomina Gothard Kokott, trener drużyny Rakowa, która w 1996 roku wygrała w katowickim Spodku prestiżowy turniej halowy Spodek Masters.

20 stycznia 1996 roku. Pierwszoligowy Raków Częstochowa zgłosił wówczas akces do gry w prestiżowym turnieju Spodek Masters. Pierwotnie zapytanie zostało jednak odrzucone. Dopiero w momencie, gdy jedna z drużyn wycofała się z turnieju, organizatorzy postanowili dopisać do listy uczestniczących drużyn – Raków. A lista potencjalnych rywali częstochowian robiła wrażenie. Wśród drużyn, biorących udział w zawodach, nie zabrakło renomowanych klubów: GKS Katowice, Górnika Zabrze, Ruchu Chorzów, Widzewa Łódź, ŁKS Łódź, Stali Mielec, czy Jezioraka Iława. Kto by wówczas przypuszczał, że czerwono – niebiescy wygrają ten turniej, nie przegrywając żadnego meczu. Ale po kolei…

Piłkarze Rakowa trafili do silnej grupy drugiej, gdzie rywalizowali z Ruchem, ŁKS oraz broniącym tytułu z poprzedniej edycji Górnikiem. – Mieliśmy trudną grupę – wspomina Gothard Kokott, ówczesny trener Rakowa. – Na początku zmierzyliśmy się Górnikiem i wygraliśmy to spotkanie 3:2. Następnie zremisowaliśmy z Ruchem 3:3 i o awansie do dalszych gier miał zadecydować mecz z ŁKS. Mimo że przegrywaliśmy już 1:2, to wygraliśmy 3:2 i wraz z Ruchem przeszliśmy do półfinału – opowiada Kokott. W półfinale częstochowianie zmierzyli się ze zwycięzcą pierwszej grupy – GKS Katowice. Po bramkach Sebastiana Synoradzkiego, Andrzeja Dziedzica oraz Pawła Skrzypka nasza drużyna pokonała katowiczan 3:2 i w finale zmierzyła się ponownie z chorzowskim Ruchem. Po dramatycznym i trzymającym w napięciu do ostatnich sekund meczu, Raków wygrał 6:5 i ostatecznie cały turniej.

Trener Kokott Nie nastawialiśmy się na zwycięstwo, ale po zakończeniu turnieju mieliśmy powody do dumy
 
 
Zwycięstwo Rakowa w turnieju było sporym zaskoczeniem i odbiło się echem w środowisku piłkarskim. W triumf częstochowian nie mogli nawet uwierzyć sami organizatorzy turnieju. Podczas dekoracji drużyn w Spodku nagle zgasło światło, co tłumaczono awarią. Zaskoczeniem był także brak nagród indywidualnych dla naszych zawodników, mimo że wygrali turniej, nie doznając w nim porażki. – W turnieju z dobrej strony pokazali się: Marek Matuszek, Paweł Skrzypek, Andrzej Dziedzic i Robert Załęski. Dwaj ostatni kilka lat później zdobyli zresztą mistrzostwo Polski w hali – przypomina Kokott. Po chwili dodaje: – Dla mnie triumf Rakowa w Spodku nie był niespodzianką. Raków zawsze słynął z dobrej gry w hali, bo zawodnicy trenujący w klubie są dobrze wyszkoleni technicznie. Poza tym my pojechaliśmy do Katowic prosto ze zgrupowania w Limanowej. Nie nastawialiśmy się na zwycięstwo, ale po zakończeniu turnieju, nie ukrywam, mieliśmy powody do dumy – wspomina Kokott.
 
 
 
 
Rok 2005

Baraże z Koszarawą

Decydujące o awansie na szczebel centralny baraże z Koszarawą były niezapomnianym piłkarskim spektaklem. Pełne trybuny, niesamowite emocje, rzuty karne, nagłe zwroty akcji – tego wszystkiego kibice byli świadkami na stadionie przy ul. Limanowskiego.

Sezon 2004/05 był czwartym kolejnym, który Raków spędzał na „ligowym wygnaniu” na czwartym poziomie rozgrywek. Dwa pierwsze kończył w środku tabeli na 8. miejscu, potem otarł się o możliwość awansu zajmując miejsce 2., aż w sezonie 2004/05 nasi zawodnicy zakończyli rozgrywki na pierwszym miejscu, zyskując tym samym prawo do gry w barażu o III ligę. Przeciwnikiem naszych piłkarzy byli zawodnicy Koszarawy Żywiec – drużyny, która zwyciężyła w rozgrywkach grupy 2.

Losowanie ułożyło się pomyślnie dla Rakowa. Pierwszy mecz rozgrywany był w Żywcu, a rewanż w Częstochowie. Drużynę Rakowa prowadził duet trenerski Andrzej Samodurow i Zbigniew Dobosz wspomagany przez Henryka Turka. W składzie znajdowali się m.in.: Maksymilian Rogalski, Mariusz Przybylski czy Piotr Malinowski, którzy później z powodzeniem występowali na najwyższych szczeblach rozgrywek w Polsce, królem strzelców ligi był natomiast Tomasz Czok.

Pierwszy mecz Pierwszy mecz rozegrany na stadionie Koszarawy zakończył się wynikiem 0:0. Przed rewanżem w Częstochowie to Raków był więc teoretycznie w lepszej sytuacji. Źródła podają różne liczby widzów, ale na trybunach stadionu przy ul. Limanowskiego zasiadło nawet 10 lub 12 tysięcy kibiców! Stadion wypełniony był do ostatniego miejsca. Takiego wydarzenia piłkarska Częstochowa nie widziała od czasów pierwszego sezonu Rakowa w I lidze. Ciężar gatunkowy tego spotkania czuć było dosłownie w powietrzu.
 
Drugi mecz

I tym razem regulaminowy czas gry nie przyniósł bramek, a statusu quo nie zmieniła nawet dogrywka! W tej sytuacji o awansie zadecydować musiały rzuty karne.

Jeśli cały baraż można rozpatrywać w kategoriach thrillera, to rzuty karny okazały się już dosłownie horrorem. Po regulaminowej serii nadal utrzymywał się remis (5:5) – nikt nie spudłował, wszystkie strzały wylądowały w bramce! Konkurs karnych przeszedł więc do fazy, w której do zwycięstwa wystarczał skuteczny strzał przy jednoczesnym błędzie rywala. 

Kolejne trzy serie to wciąż bezbłędna postawa strzelców. Masażysta Rakowa Artur Lampa śledził te wydarzenie na kolanach. To jednak nic w porównaniu do tego, co zrobił trener Dobosz. Towarzyszące mu napięcie było tak ogromne, że w trakcie rzutów karnych… udał się do sąsiadującego ze stadionem kościoła św. Floriana. Przy stanie 8:8 do piłki podszedł piłkarz Rakowa Paweł Kowalczyk… i niestety spudłował. Trybuny zamarły, chłopcy podający piłki – młodzi zawodnicy Rakowa – chowali twarz w dłoniach. Sam Kowalczyk długo nie podnosił się z murawy.

 
 
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                   

Zaraz po nim do piłki podszedł zawodnik Koszarawy Rafał Jarosz. Piłkarz doświadczony, mający w dorobku wiele meczów na poziomie ekstraklasy. Celny strzał dawał zwycięstwo jego drużynie…

To się jednak nie mogło zdarzyć tego dnia! W bramce Rakowa był bowiem Grzegorz Cyruliński! Jego obrona przedłużyła walkę o awans. Kolejny strzał Rakowa był już celny, a więc presja odsunięta została znów w stronę Koszarawy. Ale Cyruliński bronił tego dnia jak w transie i horror wreszcie dobiegł końca! Murawę w sekundzie zalewa fala wiwatujących kibiców. Euforia panująca na Limanowskiego jest niesamowita. Piłkarze odbierają gratulacje, a następnie wiwatują razem z tłumem, stojąc na najwyższej trybunie. Raków wrócił na szczebel centralny!

 
 
 
 
 
Rok 2011

90-lecie Klubu. Raków wygrywa z Mistrzem

Wrześniowy, czwartkowy wieczór na długo pozostanie w pamięci kibiców! Piłkarze Rakowa pokonali w meczu jubileuszowym Wisłę Kraków 1:0 i w obecności prawie dziewięciu tysięcy fanów świętowali 90 – lecie powstania klubu z Limanowskiego...

 - Chcieliśmy podziękować Wiśle i trenerowi Maaskantowi. To dla nas wielka satysfakcja, że mogliśmy gościć mistrza Polski – powiedział po zakończeniu spotkania jubileuszowego z Wisłą Kraków, trener Rakowa Jerzy Brzęczek. Częstochowianie w obecności prawie dziewięciu tysięcy kibiców sprawili im wielką niespodziankę i pokonali mistrzów Polski 1:0. Bramkę, która przesądziła o zwycięstwie "czerwono-niebieskich" strzelił w pierwszej połowie Łukasz Kowalczyk. – Ten gol spokojnie mógłby kandydować do bramki roku – żartowano na ławce rezerwowych Rakowa po celnym uderzeniu „Perły”, który pokonał Milana Jovanica strzałem z trzydziestu metrów.

 

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                             

Brzęczek, tak jak obiecał, dał szansę na występ wszystkim swoich piłkarzom. Możliwość gry przeciwko Wiśle otrzymał nawet Mateusz Górecki, który jest w trakcie rehabilitacji po kontuzji kostki. Jego pobyt na boisku był jednak symboliczny i trwał dwie minuty. W spotkaniu z „Białą Gwiazdą” ze znakomitej strony pokazali się zwłaszcza trzej bramkarze Rakowa: Maciej Szramowiat, Mateusz Kos oraz młodziutki Mariusz Stępień. Każdy z nich grał po trzydzieści minut i każdy zachował czyste konto. A ze strony przeciwników, o taryfie ulgowej nie mogło być mowy. Najlepszej okazji do wyrównania nie wykorzystał w drugiej połowie Dudu Biton. Napastnik nie wykorzystał rzutu karnego, trafiając w słupek.

 Po zakończeniu meczu, trener Wisły Robert Maaskant pogratulował naszej drużynie nie tylko wyniku, ale także gry. – Oprócz wyniku przebieg meczu nie był dla mnie zaskoczeniem. Cieszę się, że mogliśmy sprawić Rakowowi taką niespodziankę, chociaż przez nas nieplanowaną. To był największy prezent, jaki Wisła mogła dać dzisiaj kibicom Rakowa i samemu klubowi. Ten mecz będzie tutaj pewnie pamiętany przez kolejne dziewięćdziesiąt lat – stwierdził holenderski szkoleniowiec. – Staraliśmy się, żeby to świętowanie wypadło jak najokazalej. Ten klub ma 90 lat, ale po raz pierwszy zorganizowaliśmy coś takiego. Wynik jest dla mnie sprawą drugorzędną, bo najważniejsza jest liga i liczba tam zdobytych punktów, zaznaczył trener Rakowa Jerzy Brzęczek.