Marek Śledź: Akademia Rakowa to nie wybrany rocznik czy zespół, tylko systemowa praca przynosząca wymierne efekty (WYWIAD)

Pomimo pandemii i okresu zawieszenia, Akademia Rakowa Częstochowa codziennie pracowała, by zachować ciągłość projektu. Z Markiem Śledziem, dyrektorem Akademii, rozmawiamy m.in. o tym, jak w tym czasie trenowali młodzieżowcy, o ich powrocie na boisko, na czym skupiali się trenerzy, o nowych wyzwaniach związanych z pracą przez Internet, a także o organizacji zajęć w Szkole Mistrzostwa Sportowego.

Jak wyglądała praca Akademii od momentu ogłoszenia pandemii?

 

- Trzeba mieć świadomość, że obecna sytuacja to wyjątkowe novum, które nie miało jeszcze miejsca w historii polskiej piłki, Rakowa, ani Akademii. Ilość działań, które towarzyszyły nam do tej pory w kategoriach poprawności organizacji szkolenia całej Akademii, pozwoliła nam dobrze przygotować się do tego specyficznego czasu. Mogliśmy po bardzo krótkim, bo tygodniowym okresie zawieszenia, rozpocząć działania, które obecnie - z perspektywy czasu - mogę uznać za na tyle korzystne, że pozwoliły zminimalizować straty szkoleniowe. Po wprowadzeniu zakazów i nakazów funkcjonowania społecznego: zamknięcia szkół, co było dla nas elementem najbardziej dotkliwym, zamknięcia bursy, czyli instytucji oświatowych, musieliśmy świetnie zanalizować przestrzeń, w której się znajdujemy i wykorzystać ją organizacyjnie i szkoleniowo jak najlepiej. Myślę, że jak na możliwości, które były dostępne dla nas, wykorzystaliśmy blisko sto procent tego czasu. W okresie pięciu tygodni podzieliliśmy pracę na dwa obszary. Pierwszy z nich dotykał zadań zawodników, czyli pracy szkoleniowej z nimi. Drugi obszar pracy dotyczył sztabów szkoleniowych, czyli pracy edukacyjno-warsztatowej, która towarzyszyła wszystkim trenerom Akademii. W tych zadaniach uczestniczył też dział organizacji, dział medyczny i fizjoterapeutyczny, który otrzymał swoje zadania do realizacji. Mogę powiedzieć, że dzisiaj zbieramy nadspodziewanie dobre efekty pracy, którą zainicjowaliśmy w relacjach przez Internet.

 

Na czym polegała praca zawodników? Czy grupy młodzieżowe otrzymywały od trenerów tygodniowe cykle treningowe do wykonania w domu?

 

- Pierwszą przeszkodę, którą musieliśmy pokonać, była bariera komunikacyjna. Jeszcze w pierwszym tygodniu stworzyliśmy na Microsoft Teams zarówno mikrogrupy, jak i grupę trenerów i pracowników Akademii. Ustaliliśmy cykl warsztatów szkoleniowych i zebrań, które dotyczyły właśnie pracy z trenerami. Ustaliliśmy też poziom codziennej komunikacji trenera z zawodnikiem w czterech obszarach jego funkcjonowania. Można powiedzieć, że dotknęliśmy wszystkich obszarów szkoleniowych, oczywiście nie wszystkich w praktyce, ponieważ zawodnicy nie byli w stanie wykonywać działań grupowych. W większości byli zmuszeni do funkcjonowania tylko w domu. W momencie, gdy zaistniało zaostrzenie niektórych przepisów i nie mogli wychodzić z domów,  by realizować proces treningowy, musieliśmy przygotować wskazania szkoleniowe do realizacji w bezpiecznych domowych warunkach. Musiały być to ćwiczenia, które zawodnicy mogli wykonać bez narażania zdrowia. Z perspektywy czasu stwierdzam, ze żaden z naszych młodzieżowców nie doznał urazu - można powiedzieć, że te zajęcia były bezpieczne. 

 

- Pracowaliśmy w płaszczyźnie motorycznej, zawodnicy codziennie otrzymywali wskazania do pracy. Ci, którzy w byli w stanie korzystać z terenów otwartych, tam je wykonywali. Jeśli nie, to trenowali w domu, bądź w miejscach okołodomowych, na przykład w ogródku, czy, jeżeli mieli warunki, to w przestrzeni towarzyszącej. Drugi obszar to technika: indywidualna, czyli bardzo proste zadania, które zawodnik mógł wykonywać samemu oraz tzw. challenge, gdzie wyznaczaliśmy im pewne poziomy, które musieli uzyskiwać, na przykład w żonglerce piłką. Od momentu, gdy mogli korzystać z przestrzeni pozadomowej i wykonywać zadania w grupach, tak jak jest teraz, te wyzwania szkoleniowe były już zdecydowanie większe. Trzecim aspektem pracy jest taktyka, którą niestety musieliśmy realizować tylko w teorii. Zawodnicy otrzymywali wytyczne do analizy materiału wideo z konkretnych meczów albo analizy zadań, które otrzymywali w formie zdjęcia lub ryciny. Na nich musieli określić zachowania konkretnych zawodników albo zawodnika w obszarach konkretnej strefy, sektora boiska zgodne z fundamentami i modelem gry. Reasumując, powtórzyliśmy z nimi teorię w działaniach taktycznych. Czwartym obszarem była praca mentalna. Trener przygotowania mentalnego raz w tygodniu realizował z młodzieżowcami test nastroju, co pozwalało nam zobaczyć, jak reagują na rozłąkę z procesem treningowym. Jednocześnie u zawodników, u których nastrój w niektórych parametrach, na przykład gniewu, rósł, a zadowolenia malał, wnioskowaliśmy albo do trenera prowadzącego albo trenera przygotowania mentalnego o kontakt z zawodnikiem w celu poprowadzenia warsztatów treningu personalnego zwiększającego poziom wewnętrznej motywacji.

 

Młodzież Akademii miała więc dużo zajęć. Czy może Pań stwierdzić, że w tym okresie nie stracili za dużo ze swojego systematycznego rozwoju?

 

- Stracili bardzo dużo, bo mimo wszystko to były paliatywy. Natomiast my pracowaliśmy na pewno więcej, niż pracujemy na co dzień. Byliśmy dostępni przez Internet niemal cały czas i prowadziliśmy dużo zajęć. Do tego zawodnikom trzeba dorzucić obowiązki szkolne, które musieli spełniać. Myślę, że jeśli ten dzień był dobrze zorganizowany przez nich, to był dobrze wypełniony. Oczywiście, do tego dochodziły momenty odpoczynku, regeneracji, dodatkowe wykłady, które prowadziliśmy z dietetyki czy higieny odpoczynku, więc ileś osób było zaangażowanych, by w tej formie przestrzeni internetowej dostarczać zawodnikom non stop kolejne informacje i zadania. Na pewno nie był to okres nudny.

 

- Czas, który jest w tej chwili, poświęcamy treningom w mikrogrupach jedynie z zawodnikami mieszkającymi w Częstochowie i okolicach, ponieważ bursa nadal nie funkcjonuje. Wszyscy młodzieżowcy, a mamy ich aż 50, którzy byli mieszkańcami bursy, muszą dalej funkcjonować w obszarach pracy indywidualnej i internetowej. Ze względu na uwolnienie boisk zadedykowaliśmy prośbę do niemal wszystkich klubów z których pozyskaliśmy zawodników, by ci nie dojeżdżali do nas, a trenowali na miejscu. Taki tradycyjny dobry przykład dał nasz wiodący klub filialny, RAP  Radomsko. Dzięki temu nasi zawodnicy realizują treningi w mikrogrupach swojego macierzystego klubu. Wystosowaliśmy prośbę także do innych klubów, by nasi adepci mogli realizować trening w zakresach terenu, który jest im bliski. Będą tam pod kontrolą medyczną, w dodatku zachowają element dbałości o bezpieczeństwo. 

 

W piątek, 8 maja, Śląski Związek Piłki Nożnej ogłosił zakończenie rundy wiosennej sezonu 2019/2020.

 

- Pewnie jak większość tych, którzy lubią emocje współzawodnictwa, nieco ubolewam nad taką decyzją. W Akademii gorąco oczekiwaliśmy właśnie tej rundy, wywalczyliśmy bowiem dwa awanse do centralnych lig, co było zgodne z założonymi perspektywicznymi planami szkoleniowymi. Poziom współzawodnictwa centralnego miał być dla nas istotnym elementem, weryfikującym częściowo naszą pracę i częściowo perspektywę rozwoju zawodników. Bardzo zależało nam na tym, by z tego półrocza wyciągnąć jak najwięcej dobrych wniosków selekcyjnych, które pozwolą nam na to, by w przypadku roczników 2004 czy 2006 ze zdecydowanie większym bagażem doświadczeń przystąpić do realizacji kolejnych celów. To pozwoliłoby również na przygotowanie się do kolejnego awansu na szczebel centralny, który mógłby towarzyszyć juniorom starszym. To kolejna przestrzeń do zdobycia, a która jest dla nas docelowa. Posililiśmy się przed startem rundy na konkretne, mogę powiedzieć, wzmocnienia zespołu rezerw, który ma jasno sprecyzowany przeze mnie cele. Planowaliśmy, że w przyszłym sezonie przyłożymy się i spróbujemy awansować do III ligi. Dlatego w drugim zespole pojawili się doświadczeni zawodnicy, jak Przemysław Oziębała i Artur Lenartowski. Mieliśmy w lecie dokonywać kolejnych wzmocnień. Do sztabu szkoleniowego drugiego zespołu jako trener bramkarzy dołączył wybitny fachowiec, jakim jest Zbigniew Małkowski. Poczyniliśmy znamienite kroki, by ten właśnie cel osiągnąć. Ilość wprowadzonych zmian w przestrzeni publicznej uniemożliwiło realizację tego zadania. Ale ten plan był precyzyjnie nakreślony. Bardzo żałuję, że nie udało nam się tej rundy rozegrać. Nie mam na tę decyzję wpływu, jednak nie zmienia ona strategii rozwoju projektu Akademii.

 

Przed kadrą nauczycielską spore wyzwanie, by odpowiednio przygotować uczniów 3 klasy do nadchodzącej matury, która też będzie odbywała się w nieco niestandardowych warunkach.

 

- Byliśmy jednym z pierwszych, którzy tak szybko zareagowali na tę sytuację. Oczkiem w głowie całego projektu jest Szkoła Mistrzostwa Sportowego, którą bardzo efektywnie zarządza dyrektor Maciej Strożek. Korekty, które wprowadzamy, zarówno personalne, jak i organizacyjne i edukacyjne, są dobrze odbierane. Przynoszą też skuteczne rezultaty. Zabrakło nam tego pierwszego sprawdzianu. Zakładaliśmy, że sprawdzian na poziomie matury pierwszego rocznika, który trafił do Szkoły Mistrzostwa Sportowego, nie będzie jeszcze w pełni wiarygodnym, ale da nam kolejne doświadczenie. Dzisiaj jesteśmy przygotowani do realizacji egzaminu maturalnego w każdym z możliwych terminie. 

 

- Byliśmy także pierwsi, którzy wnieśli dość dynamiczne działania edukacyjne w SMS-ie. Lekcje, które są z przedmiotów maturalnych, były prowadzone przez nauczycieli w wersji online - „na żywo” na platformie Microsoft Teams. Nie ograniczaliśmy się do komunikacji związanej jedynie z dziennikiem elektronicznym. Uczniowie w odpowiednich godzinach łączyli się z nauczycielem i mieli możliwość realizacji działań edukacyjnych z niemal wszystkich przedmiotów. Te warsztaty odbywały się regularnie i były skorelowane z planami treningowymi. Oprócz nich, realizowaliśmy cały czas podstawy programowe z innych przedmiotów na płaszczyznach dostępnych dla nas i dla ucznia. Nie jest to jednak wymiar 1:1. Nie możemy powiedzieć, że nie ponieśliśmy żadnej straty szkoleniowej czy edukacyjnej. Pewnie ponieśliśmy. Natomiast w stosunku do tego, co moglibyśmy osiągnąć, jest to bardzo bogate doświadczenie. Przyznam, że o ile na początku byłem zdystansowany, a nawet nieco zniechęcony tym okresem rozłąki szkoleniowej i edukacyjnej, o tyle teraz uważam, że to była dobra lekcja dla mnie oraz trenerów i nauczycieli. Musieliśmy szybko przestawić się na trochę inną formę pracy. Tak jak powiedziałem - na dzisiaj nie jestem w stanie ocenić strat, ale one na pewno są, ponieważ nie da się odwzorować wszystkiego w stosunku 1:1. Natomiast myślę, że w atmosferze, która towarzyszy pracy, wykorzystujemy wszystkie możliwe dobra do tego, by element strat minimalizować.

 

Cała kadra szkoleniowa Akademii i nauczyciele SMS-u też stanęli przed wyzwaniem, aby odnaleźć się w nowej rzeczywistości. 

 

- Nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca, bo jeszcze mamy sporo rzeczy do zrobienia, nie ukrywam jednak, że jestem z nich dumny. Bardzo radowało mnie każde spotkanie z kadrą szkoleniową - ich punktualność, dyspozycyjność i zaangażowanie. A to, co chcę podkreślić najbardziej, to ich kreatywność. Wiele działań, które zostały zainicjowanych w niektórych grupach szkoleniowych, wykroczyły poza moje wyobrażenia. Nie chcę się tu uznawać za postać w tych wyobrażeniach bardzo znaczącą, bo młode pokolenie trenerów jest w stanie wielokrotnie przekroczyć bariery nawet tego myślenia, które mnie towarzyszy. Stanęliśmy na wysokości zadania. Chwała trenerom, chwała sztabowi szkoleniowemu za taką pracę.

 

- W tym okresie istotna była również praca fizjoterapeutyczna, czyli dostępność fizjoterapeutów do konsultacji medycznych z zawodnikami. Jednocześnie pracowali nad programami dedykowanymi edukacyjnie dla zawodników. Dzisiaj jesteśmy na etapie trójetapowej lekcji anatomii, którą przygotowujemy. Chcemy, żeby nasi zawodnicy, oprócz dietetyki, podstaw fizjologii, od najmłodszych lat znali swoje ciało. Wyjdziemy poza przestrzeń szkolnej biologii i nauczymy ich tego, co w ich ciele jest najważniejsze, gdy grają w piłkę nożną: jak pracuje mięsień, za co odpowiada dany mięsień, jak o niego zadbać czy jak stworzyć warunki przeciwurazowe. Sporo rzeczy w tej lekcji się pojawiło. Fizjoterapeuci nadal ją przygotowują i myślę, że lada moment wprowadzimy ją w rzeczywistość.

 

W obecnym czasie funkcjonujemy z wieloma obostrzeniami: na przykład maseczki, rękawiczki. Czy możemy się spodziewać, że część z tych nakazów zostanie z nami na stałe? Czy szybko o nich zapomnimy?

 

- Pamięć ludzka jest selektywna. Wielokrotnie pokazywała to, że potrafi wyrzucić z naszej głowy to, co niepotrzebne i niechciane. Nie ukrywam jednak, że niektóre elementy pozostają z nami na długo. Uznałbym ten okres za w jakimś stopniu traumatyczny dla nas. Zależałoby mi na tym, ale nie sądzę, żebyśmy byli w stanie zapomnieć o tym wszystkim w sekundę i przeszli do normalności. Do codziennego witania się, spotykania się, rozmowy bez strachu i elementu przesadnego bezpieczeństwa. Obawiam się, że tak łatwo to się nie stanie. Wiemy, że ta sytuacja społeczna dzisiaj wiele osób dotknęła, wiele osób dość mocno ucierpiało w związku z wprowadzonymi restrykcjami, obostrzeniami funkcjonowania. Myślę, że dla sporej części społeczeństwa ten czas nie będzie łatwy do wymazania. Mogę powiedzieć, że ja osobiście jestem przygotowany, żeby bardzo szybko zrzucić z siebie wszystko, co do tej pory towarzyszyło temu specyficznemu okresowi i wrócić normy. Tego będę wymagał od wszystkich moich pracowników i zawodników - by ten okres potraktowali jako chwilową przerwę od normalnej pracy szkoleniowej. Gdy do niej wrócimy i będzie nam towarzyszyła, to szybciej wrócimy do realizacji planów i marzeń.

 

Jak w okresie pandemii pracuje się Panu? Jest ciężej?

 

- Muszę się tutaj nieco otworzyć. Ciężej było o tyle, że przez ostatnie 19 lat swojego małżeństwa, 17 lat byłem poza miejscem zamieszkania. Dawno nie byłem tak długo w domu (śmiech). Starałem się co poniedziałek być w Częstochowie, by - z poszanowaniem wszystkich wartości bezpiecznych - spotykać się z wąską grupą trenerów, czy podpisywać faktury i robić wiele rzeczy, które spoczywają na moich barkach. 

 

- Praca on-line była dla mnie nowością. Zajmowała bardzo dużo czasu - przygotowanie i omówienie warsztatów, analiza filmów czy analiza meczów. Trenerzy dostali bardzo duży bagaż obowiązków analitycznych i szkoleniowych. Jedne warsztaty z trenerami głównymi trwały nawet dwie, dwie i pół godziny. Kolejne warsztaty z analizą wartości szkoleniowej z trenerami zespołów rezerw, A1 i B1, czyli bezpośredniego kontaktu ze mną, kolejne dwie godziny. To są już cztery godziny dziennie. Do warsztatów należało się przygotować, stworzyć odpowiednie plany. Funkcjonowaliśmy w atmosferze dobrej organizacji. Wszystko, co się działo w Akademii w tym okresie, i co się dzieje dzisiaj również, jest formą zunifikowaną. Dalej pozostajemy w przestrzeni szkoleniowej, która jest dość charakterystyczna dla całego projektu.

 

Jak wyglądają treningi Akademii od momentu, w którym gracze mogą wrócić na boisko?

 

- Zawodnicy, którzy funkcjonują w domach, dalej realizują zgodnie przyjęty plan. Natomiast fakt, że część młodzieżowców wyszła z nami na boiska, to kolejne doświadczenie. Mamy za sobą kilka dni pracy szkoleniowej. Docierają do nas pierwsze sygnały od zawodników, że to jest dobry czas. Przyznam, że wielokrotnie w pracy zespołowej nie mamy takiego komfortu, żeby tak wiele uwagi poświęcić jednemu, dwóm czy trzem adeptom w pracy zindywidualizowanej. To oczywiście też jest paliatyw, bo nie jest to praca z działaniami zespołowymi, które są głównymi dla nas. Na boisku nie gra grupa piłkarzy, nie jeden zawodnik, a cały zespół. Działania zespołowe zawsze będą we współzawodnictwie największym sprawdzianem posiadanych umiejętności i zdolności. Zadania indywidualne i grupowe, które dzisiaj są dedykowane zawodnikowi, są zgodne z fundamentami i modelem gry. Zachowujemy też odpowiednie zasady bezpieczeństwa. Działania te są bardzo dobrze odbierane. Trenerzy dostrzegają u zawodników wielki głód gry i chęć treningów, a my spoglądamy na nieco inne przygotowanie do zajęć. Odzew rodziców był tutaj wyjątkowy. Przyznam, że byłem zdziwiony, ponieważ ci sami rodzice, którzy pięć tygodni temu byli negatywnie nastawieni do jakiejkolwiek formy komunikacji treningowej, teraz - choć w pandemii nic się nie zmieniło - są wielkimi orędownikami tego, by już trenować. Zmieniło się przede wszystkim ich mentalne nastawienie do całego problemu, który moim zdaniem należy traktować bardzo poważnie, lecz bez przesady, a z dozą zdrowego rozsądku. Rodzice bardzo pozytywnie odpowiedzieli i aktualnie w ciągu dnia pracuje aż 18 grup szkoleniowych. Na dwóch boiskach trenujemy od 9 do 20. Przyznam szczerze, że nie wszystkie przepisy są dla mnie logiczne. Ktoś określił boisko, nie patrząc na jego wymiar. Gdybyśmy podzielili nasze boisko główne na dwa mniejsze, byłyby wymiarowo takie same, jak nasze mniejsze boisko, a zdecydowanie większe od standardowego orlika. Moglibyśmy wtedy trenować z jedną grupą więcej, co pozwalałoby na zmieszczenie się w krótszym czasie. Nie wszystko chcę komentować, ponieważ niektóre z tych parametrów przepisów są dla mnie nie do końca logicznie zrozumiałe. Korzystamy z tych dóbr, które mamy i wykorzystujemy je maksymalnie.

 

- Treningi są dla nas ciekawym wyzwaniem, na które byliśmy przygotowani. Przez okres pracy on-line bardzo skrupulatnie szykowaliśmy się do wyjścia na boiska. Od 4 maja do 8 maja pracowaliśmy z zawodnikami powyżej 13 roku życia. Od 11 maja wprowadziliśmy kolejne grupy - poniżej 13 roku życia z etapu piłki 9-osobowej i 7-osobowej, kończąc na poziomie rocznika 2011. Od 18 maja do treningu wrócą najmłodsze grupy szkoleniowe. Podpisaliśmy od nowa umowę z Technicznymi Zakładami Naukowymi, których orlik musimy odpowiednio przystosować - dedykować fizjoterapeutę i stworzyć zawodnikom higieniczne warunki do pracy. Na koniec maja powinniśmy pracować całą Akademią, z wyjątkiem zawodników, którzy są mieszkańcami bursy, nad czym bardzo ubolewam. Będziemy trenować w uproszczonych klimatach, nieco specyficznych, lecz mimo wszystko dających nam dość istotną wartość szkoleniową. Z utęsknieniem czekam na powrót do współzawodnictwa, które jest samą esencją naszej pracy. Szkoda mi tych zawodników, którzy po bardzo ciężkiej pracy i spektakularnych awansach do centralnych lig, nie doświadczyli grania w nich, ale myślę że w kolejnym sezonie potwierdzimy, że Akademia Rakowa to nie wybrany rocznik czy zespół, tylko systemowa praca przynosząca konkretne wymierne efekty na każdym etapie szkolenia.