Nowi w Rakowie: Dawid Nabiałek

Meczem z Polonią Słubice przebojem wdarł się do pierwszej jedenastki Rakowa. Choć był to jego debiut w zespole, zagrał zupełnie bez kompleksów, strzelił bramkę i miał udział przy dwóch trafieniach kolegów. – Bardzo potrzebujemy takiego piłkarza – chwali trener Jerzy Brzęczek.
Meczem z Polonią Słubice przebojem wdarł się do pierwszej jedenastki Rakowa. Choć był to jego debiut w zespole, zagrał zupełnie bez kompleksów, strzelił bramkę i miał udział przy dwóch trafieniach kolegów. – Bardzo potrzebujemy takiego piłkarza – chwali trener Jerzy Brzęczek. Po wysokim zwycięstwie z Polonią najgłośniej było właśnie o Dawidzie Nabiałku. W trzech pierwszych spotkaniach nie załapał się nawet na ławkę rezerwowych, tymczasem przeciwko słubiczanom od początku grał bardzo pewnie i odważnie. Po niespełna kwadransie gry w bezpośrednim pojedynku nie dał szans golkiperowi rywali, przerywając w Rakowie niechlubną serię kilkuset minut bez strzelonej bramki. – Stres przed debiutem? Oj był, na rozgrzewce czułem się dość niepewnie – przyznaje napastnik Rakowa. – Później jednak z każdym zagraniem było lepiej, emocje puściły i grało mi się naprawdę dobrze. Myślę, że to chyba jeden z lepszych meczów w mojej dotychczasowej karierze. O Nabiałku bardzo ciepło wypowiada się trener Brzęczek, choć, jak wspomnieliśmy, początkowo pomijał 22-latka przy ustalaniu meczowej kadry. – Dawid jest przykładem, że jeśli zawodnik tego pokroju poczuje trochę więcej zaufania i pewności, odpłaci się naprawdę dobrą grą. Świetnie pracował na treningach i z bardzo dobrej strony pokazał się w sparingu rozegranym w trakcie ostatniej przerwy w rozgrywkach. Jest szybki, a co najważniejsze, zawsze pracuje dla drużyny. Uważam, że jeszcze nie pokazał pełni swoich możliwości – mówi szkoleniowiec. Uwagę swojego obecnego trenera Nabiałek zwrócił podczas zimowego sparingu Rakowa z częstochowską Skrą. „Czerwono-niebiescy” grali wtedy jeszcze pod wodzą Roberta Olbińskiego i nie byli do końca pewni, czy w ogóle wystartują w rundzie jesiennej drugiej ligi. Brzęczek drużynę przejął dopiero kilka tygodni później, ale o przebojowym napastniku nie zapomniał. – Gdy stało się jasne, że Raków zostanie uratowany, zostałem przez trenera Brzęczka zaproszony na trening – wspomina zawodnik. – Na decyzję co do mojej przyszłości przyszło mi czekać prawie trzy tygodnie, ale nikogo o nic nie dopytywałem, tylko po prostu robiłem swoje. W końcu przyszła informacja, że zostaję na pół roku wypożyczony ze Skry. Właśnie w klubie z ul. Loretańskiej Nabiałek spędził dotąd największą część swojej przygody z piłką. Choć we wszelkiego rodzaju publikacjach przedstawiany jest jako wychowanek Skry, nie tam zaczął regularne treningi. – W 1999 roku podczas jednego ze szkolnych turniejów graliśmy o trzecie miejsce z Olimpijczykiem. Zagrałem chyba nienajgorzej, strzeliłem bramkę i po meczu podszedł do mnie trener Robert Olbiński, zapraszając na treningi do swojej drużyny. W Olimpijczyku trenowałem rok, jednak nigdy nie zostałem tam zarejestrowany, ćwiczyłem jako wolny zawodnik. Dlaczego odszedłem? Codzienne treningi zrobiły swoje. Oceny w szkole poszli w dół i rodzice powiedzieli jasno: czas zrobić przerwę i skoncentrować się na nauce – mówi, dziś już z uśmiechem na twarzy, o tamtych problemach,. Gdy nadrobił zaległości w szkole, pojawiła się opcja dołączenia do Skry. Tam trener Tomasz Musiał prowadził zajęcia trzy razy w tygodniu, więc spokojnie można je było połączyć z nauką. – W Skrze pokonałem wszystkie szczeble: od trampkarza aż do debiutu w seniorach w wieku 17 lat. Mieliśmy wtedy w A-klasie bardzo młody zespół i choć byłem jednym z podstawowych graczy, nie od razu szło idealnie – przyznaje Nabiałek. W drugim sezonie zdobył jednak w klasyfikacji kanadyjskiej aż 27 punktów, czym zwrócił uwagę łowców talentów z uznanych klubów. Na mecz z Liswartą Krzepice przyjechał skaut krakowskiej Wisły, Ryszard Czerwiec. Latem 2007 roku Dawid po raz pierwszy trenował z drużyną „Białej Gwiazdy”. – Pod dwóch treningach z rezerwami pod okiem Kazimierza Moskala przyszedł trzeci dzień testów. I ogromny pech. Jeden z kolegów podciął mnie z tyłu, upadłem na rękę i badania wykazały złamanie. Wtedy sprawa transferu upadła – mówi. Wrócił do Częstochowy, wyleczył kontuzję i w końcówce rundy jesiennej wskoczył do jedenastki Skry. Podczas ostatniego meczu przed przerwą zimową na trybunach znów znalazł się Ryszard Czerwiec. – Tym razem miałem dużo więcej szczęścia . Od stycznia 2008 trenowałem z młodą drużyną Wisły, pojechałem na obóz, grałem w sparingach. W jednym zdarzyła się asysta, w drugim bramka. Zaproponowano mi półroczny kontrakt – mówi Nabiałek. W Młodej Ekstraklasie wystąpił dwukrotnie, w obu przypadkach tworząc parę napastników z Tomaszem Dawidowskim, dziś graczem gdańskiej Lechii. – Po sezonie musiałem udowodnić, że warto przedłużyć ze mną umowę. Latem w ośmiu sparingach strzeliłem sześć bramek, do tego doszła asysta… Niestety, podczas badań lekarskich coś im się nie spodobało i nie chcieli ryzykować podpisania kontraktu. Dziwne, bo od tamtej pory nie mam z tą kontuzją żadnych problemów – podkreśla. Ponownie zawitał na Loretańską i razem ze Skrą wywalczył awans do IV ligi. Z całkiem niezłym własnym dorobkiem, bo choć grał zazwyczaj na lewej pomocy, strzelił w „okręgówce” 14 bramek. Po przeprowadzce na Limanowskiego długo musiał walczyć o swoje. – Przyznam, sam byłem zaskoczony, że w trzech pierwszych meczach ligowych nie znalazłem się nawet w „osiemnastce”. Od razu jednak postanowiłem, że przyjmuję tę decyzję spokojnie, z pokorą, i dalej walczę na treningach. Pojawiła się też pewnego rodzaju sportowa złość, dlatego z niecierpliwością czekałem na początek rozgrywek drugiej drużyny, żeby złapać meczowy rytm i pokazać się z jak najlepszej strony – nie ukrywa. Udało mu się. W inauguracyjnym meczu z Polonią Poraj (4:0) wypracował kolegom dwie bramki i był jednym z najlepszych piłkarzy Rakowa II. Z kolejnych treningów i meczów kontrolnych dało się wywnioskować, że trener Brzęczek powoli przygotowuje Nabiałka do gry w pierwszym składzie. – Ja sam żadnych wniosków nie wyciągałem, tylko spokojnie robiłem swoje. Po tych kilku pierwszych meczach wiedziałem, że naprawdę lepiej niczego z góry nie zakładać – zaznacza. Praca przyniosła efekty i po udanych występach z Polonią oraz Miedzią trudno się spodziewać, by Dawid znów miał wypaść z kadry pierwszego zespołu. Z wielu pochwał, jakie usłyszał w ostatnich dniach, najbardziej dumny jest jego tata, od lat najwierniejszy kibic syna. – Umowę z Rakowem mam podpisaną do czerwca, ale byłbym naprawdę bardzo zadowolony, gdybym mógł tu zostać na dłużej – podkreśla. W jutrzejszym meczu z Lechią otrzyma zapewne kolejną szansę na udowodnienie, że warto zatrzymać go na Limanowskiego.