Nowi w Rakowie: Paweł Krzysztoporski

Wychował się w Rybniku i choć ma dopiero 22 lata, w rodzinnym mieście o jego piłkarskich umiejętnościach wypowiadają się w samych superlatywach. Paweł Krzysztoporski uporczywie jednak próbuje w piłce wybić się wyżej. – Łatwo się nie poddaję – podkreśla.
Wychował się w Rybniku i choć ma dopiero 22 lata, w rodzinnym mieście o jego piłkarskich umiejętnościach wypowiadają się w samych superlatywach. Paweł Krzysztoporski uporczywie jednak próbuje w piłce wybić się wyżej. – Łatwo się nie poddaję – podkreśla. W poprzednim ligowym meczu Rakowa, wyjazdowej konfrontacji ze Ślęzą Wrocław, Krzysztoporski dostał szansę debiutu – w przerwie zastąpił na prawej obronie kontuzjowanego Piotra Mastalerza. Bardzo możliwe, że również dzisiaj zobaczymy go na boisku, wszak za kartki pauzować musi Dawid Jankowski. – Czuję się na siłach, by grać w pierwszym składzie i liczę, że w końcu się uda – mówi zimowy nabytek Rakowa. Nie ukrywa, że do Częstochowy przeprowadził się z Zabrza przede wszystkim po to, aby jak najczęściej występować na boisku. – Do drużyny dołączyłem jednak tuż przed ligą, a trener Brzęczek musi być fair wobec chłopaków, którzy zimą nie odeszli z klubu mimo bardzo ciężkiej sytuacji. Często powtarza, że to nasi gladiatorzy i całkowicie się z tym zgadzam. Mimo propozycji zdecydowali się zostać w Rakowie, dlatego należy im się teraz kredyt zaufania. Ja jednak łatwo się nie poddaję. Tak to w sporcie bywa – poza boiskiem jesteśmy kumplami, ale na treningach rywalizujemy. Myślę, że Raków jeszcze będzie miał ze mnie pożytek. W swojej piłkarskiej przeszłości Krzysztoporski już kilkakrotnie udowadniał, że nie boi się dużych wyzwań. Często też potrafił realnie ocenić sytuację i szybko podjąć decyzję o zmianie otoczenia, gdy czuł, że taki ruch będzie korzystny dla jego piłkarskiego rozwoju. – Przygodę z futbolem zacząłem od wieku małolata w rodzinnym Rybniku – wspomina. – Ojciec zaprowadził mnie na pierwszy trening i w barwach ROW-u pokonałem w zasadzie wszystkie szczeble: od trampkarza, przez juniora, aż po pierwszą drużynę. Do zespołu seniorów dość szybko włączył mnie ówczesny trener Piotr Piekarczyk. W chwili debiutu miałem chyba 16 lat. W życiu Pawła wszystko było od zawsze podporządkowane piłce. Gdy w Rybniku powstał pomysł utworzenia gimnazjum mistrzostwa sportowego, długo się nie zastanawiał i tam postanowił łączyć naukę ze swoją największą pasją. Podobnie było później w rybnickim liceum sportowym. – Gdy zdałem maturę, miałem za sobą dwa sezony gry w pierwszej drużynie. Wiedziałem, że żeby się rozwijać, muszę iść wyżej. Pojawiły się dwie ciekawe propozycje: z Rozwoju Katowice, gdzie miałbym dużą szansę na grę w pierwszym składzie, oraz z Odry Wodzisław. W drugim przypadku chodziło póki co o występy w Młodej Ekstraklasie. Byłem w zasadzie zdecydowany na Odrę, kiedy powstał zupełnie nowy, jeszcze ciekawszy temat. Właśnie wtedy, w połowie 2007 roku, klub z Rybnika podpisał umowę o współpracy z Górnikiem Zabrze. Krzysztoporski nie miał wątpliwości, że warto spróbować swoich sił w jednym z najbardziej utytułowanych polskich klubów, wówczas występującym jeszcze w ekstraklasie. – Przez rok grałem w Młodej Ekstraklasie, tworząc w środku obrony parę z Michałem Pazdanem. Przyznam, że był to w moim wykonaniu naprawdę dobry sezon – mówi piłkarz Rakowa. Dostrzegł to trener pierwszego zespołu Górnika, Ryszard Wieczorek, i zdecydował się włączyć kapitana młodej drużyny do swojej kadry. Krzysztoporski przepracował z najlepszymi cały okres przygotowawczy. – Po obozie miałem naprawdę dużą nadzieję, że uda się zadebiutować na najwyższym szczeblu – przyznaje. – Trener Wieczorek zdecydował jednak inaczej. Wspólnie uznaliśmy, że grając dalej w Młodej Ekstraklasie nie będę robił postępów. Przyszedł czas na kolejny sprawdzian w piłce seniorskiej i tuż przed ligą trafiłem do Walki Zabrze. Z tamtego okresu Krzysztoporski świetnie pamięta konfrontację z Rakowem, który walczył wtedy zaciekle z GKP Gorzów Wielkopolski o pierwsze miejsce w tabeli i awans na zaplecze ekstraklasy. – Cały czas mam ten mecz w głowie. Wygraliśmy 2:0 z drużyną ze ścisłej czołówki, to naprawdę był dla nas wtedy duży sukces – wspomina. Po pół roku w Walce wrócił do Górnika, by znów walczyć o miejsce w składzie. Dostał szansę w trzech meczach Pucharu Polski. – Wszystko jednak wskazywało na powrót do Młodej Ekstraklasy i to mnie nie satysfakcjonowało. Pojawił się pomysł, bym na rok wrócił do Energetyka ROW Rybnik. Przyznam, że było to ciekawe wyzwanie, bo mogłem w macierzystym klubie pokazać, że nauczyłem się czegoś w Zabrzu. Po powrocie miałem pewne miejsce w składzie, regularnie wykonywałem rzuty karne. Czułem zaufanie ze strony drużyny. Gdy okres wypożyczenia się skończył, przyszedł dylemat, co dalej. Krzysztoporski mógł pozostać w Rybniku, gdzie do dziś mówią o nim tylko dobrze. Po raz kolejny jednak podjął rękawicę i zimą wrócił do Zabrza. Tam odezwał się do niego trener Jerzy Brzęczek. – Gdyby nie propozycja z Rakowa, pewnie bym został w Górniku i ostro walczył – mówi 22-latek. – W Zabrzu mieli jednak po dwóch zawodników na każdą pozycję i trudno ukryć, że mogłoby być trudno przebić się do pierwszej jedenastki . Z drugiej strony gra w Rakowie Częstochowa, klubie o uznanej marce w naszym kraju, była naprawdę kuszącym rozwiązaniem. Szybko podjąłem decyzję. Niewiele ponad tydzień przed inauguracją rundy wiosennej Krzysztoporski przeprowadził się do Częstochowy. – Ani trochę nie żałuję – podkreśla dzisiaj. – Czuć, że powoli tworzy się tutaj naprawdę silna drużyna i profesjonalny klub. Jak mi się podoba samo miasto? Przyznam, że nie było za bardzo czasu, żeby je dobrze poznać. Tym bardziej, że moja dziewczyna została w Rybniku, więc jak tylko mam dzień wolny, od razu jadę w rodzinne strony. Czy zatem gra w Rakowie jest tylko przystankiem w dalszej karierze? – Tak w tym momencie na pewno nie powiem – zaznacza. – Póki co zostałem wypożyczony na pół roku, ale różnie w życiu bywa. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, może się okazać, że zostanę w Częstochowie zdecydowanie dłużej.