Nowi w Rakowie: Sławomir Ogłaza

Gdyby zawodników Rakowa sklasyfikować pod względem najciekawszego sportowego CV, trudno byłoby znaleźć Sławomirowi Ogłazie mocnego konkurenta. Nie każdy przecież może się pochwalić tytułami Mistrza Świata oraz Mistrza Europy w taekwondo...
Gdyby zawodników Rakowa sklasyfikować pod względem najciekawszego sportowego CV, trudno byłoby znaleźć Sławomirowi Ogłazie mocnego konkurenta. Nie każdy przecież może się pochwalić tytułami Mistrza Świata oraz Mistrza Europy w taekwondo... Rok 2007 zapisał się w życiorysie Ogłazy bardzo mocnymi zgłoskami. W odstępie kilku miesięcy pochodzący z Wręczycy Wielkiej zawodnik święcił dwa wielkie triumfy w taekwondo, swojej drugiej, obok piłki, sportowej miłości życia: w Kanadzie zdobył w kategorii juniorów tytuł Mistrza Świata, a na Słowacji Mistrza Europy. – Walczyć zacząłem jako mały dzieciak w wieku ośmiu lat – wspomina środkowy pomocnik Rakowa. – Na treningi jeździliśmy wspólnie ze starszym bratem. Do sportu zawsze pchał nas tata, woził do Częstochowy, wspierał, kibicował. Zawsze mu niesamowicie zależało, żebyśmy się w tym kierunku jak najlepiej rozwijali. Co ciekawe, również dwa lata starszy Przemysław Ogłaza ma na swoim koncie spore sukcesy na macie, jednak dziś trudno mu się równać z dwa lata młodszym Sławomirem. Ten już w 2006 roku pojechał z narodową kadrą juniorów na najważniejsze imprezy mistrzowskie i w konkurencji walki sportowej sięgnął po srebrne medale Mistrzostw Europy w Rumunii oraz Mistrzostw Świata w Hondurasie. Wyjazd do Ameryki Środkowej szczególnie zapadł w pamięci piłkarza Rakowa. – Nie mieliśmy co prawda czasu na zwiedzanie, ale i tak wrażenie było niesamowite – przyznaje. – Zaznaczam, że nie zawsze pozytywne. Szokujące są tam przede wszystkim ogromne kontrasty w samym społeczeństwie. Mijasz piękną bogatą willę, a ledwie kilka metrów dalej za wielkim murem zaczynają się slumsy, gdzie bez broni lepiej się nie pokazywać. Mocne doświadczenie. Rok później w Kanadzie, choć polska kadra stacjonowała zaledwie 200 km od słynnego Wodospadu Niagara, na podróżowanie zupełnie nie było już szans. Przed reprezentacją, jak i samym Ogłazą, stał jasny cel: poprawić wyniki z poprzedniego turnieju i wreszcie sięgnąć po złoto. Zadanie zostało w pełni wykonane! – W finale walczyłem z tym samym rywalem, co rok wcześniej i po prostu udał mi się rewanż – skromnie wspomina zawodnik. – Niestety, po takim, niemałym przecież, sukcesie musiałem z przyczyn osobistych zawiesić karierę w sztukach walki. Swoje zrobił też fakt, że organizacja ITF, w ramach której startowałem, nie jest obecna na igrzyskach olimpijskich, a przez to słabo przyciąga sponsorów… Postanowiłem poświęcić się boisku. Ogłaza skoncentrował się więc na piłce, którą trenował cały czas niejako „po godzinach”, walkami w taekwondo. Także z bratem, także mobilizowany przez tatę. – Zaczynałem w Rakowie u trenera Macińskiego, gdzie razem z Przemkiem graliśmy w jednej drużynie. Dlatego też od wszystkich kolegów byłem przynajmniej dwa lata młodszy. Powód? Zupełnie prozaiczny. Tata mógł nas po prostu obu wozić na raz na treningi. Ale chyba wyszło mi to na dobre, bo musiałem cały czas dawać z siebie nawet więcej niż sto procent, żeby nadrobić tą różnicę wieku. Minus był jeden – jeśli grałem w lidze juniorów, to zwykle w samych końcówkach. Trener dodatkowo wystawiał mnie w ataku, żebym przypadkiem czegoś nie popsuł – śmieje się 21-latek. Gdy w Rakowie doszło do otwartego konfliktu między szkoleniowcami drużyn juniorskich, zespół Jacka Macińskiego został rozwiązany, a Ogłaza trafił do Odlewni Kłobuck. – Jakoś wtedy nie miałem szczęścia, bo wszystko szło nieźle, strzelałem bramki, uzyskaliśmy awans, po czym… klub się rozpadł. Wróciłem więc w rodzinne strony i przez minione dwa i pół roku grałem w Olimpii Truskolasy. Nigdzie indziej, jak właśnie w Truskolasach zeszły się drogi Sławka i Jerzego Brzęczka. Po zakończeniu kariery obecny szkoleniowiec Rakowa od czasu do czasu pomagał trenerowi Dawidowi Błaszczykowskiemu w prowadzeniu Olimpii. – Rundę jesienną miałem chyba nie najgorszą, bo pod koniec roku zaczęły się pojawiać oferty z innych klubów – mówi Ogłaza. – Trener Brzęczek wziął mnie wtedy na rozmowę i poprosił, żebym się trochę wstrzymał z decyzjami. Nie ukrywał, że jeśli uda się uratować Raków, widzi dla mnie miejsce w swojej nowej drużynie. Od podpisania kontraktu na Limanowskiego Ogłaza często podkreśla, że przesadnie nie tęskni za taekwondo, bo w piłce powoli robi wyraźne kroki do przodu. – Dałem sobie dwa lata, żeby spróbować swoich sił w nieco poważniejszym futbolu – zdradza. – Jeśli nie wyjdzie, nie wiem. Powrót do taekwondo? Nigdy nie mów nigdy. Na razie jednak myślę tylko o tym, żeby rozwijać się razem z Rakowem. To w tym momencie mój jedyny cel.