Potrzebne cwaniactwo i odwaga

Po spotkaniu w Tychach pozostał pewien niedosyt. Nowa drużyna Rakowa zagrała bardzo ambitnie i momentami wyraźnie górowała piłkarsko nad gospodarzami. – To był dobry początek, mimo że przegraliśmy – podkreśla Jerzy Brzęczek.
Po spotkaniu w Tychach pozostał pewien niedosyt. Nowa drużyna Rakowa zagrała bardzo ambitnie i momentami wyraźnie górowała piłkarsko nad gospodarzami. – To był dobry początek, mimo że przegraliśmy – podkreśla Jerzy Brzęczek. Kibice Rakowa przed wyjazdem ich drużyny do Tychów nie kryli obaw. Częstochowianie ćwiczyli pod wodzą trenera Brzęczka niewiele ponad miesiąc, a stanąć mieli naprzeciw doświadczonej drużyny GKS-u, która przed sezonem stawiana była nawet w gronie kandydatów do awansu. Ligowa rzeczywistość co prawda już jesienią zweryfikowała zapędy tyszan, jednak w sobotę potwierdzili oni swoją piłkarską dojrzałość i obycie w ligowej rywalizacji. – Zagraliśmy naprawdę dobrze pod względem taktycznym, ale momentami brakowało nam takiego cwaniactwa – przyznaje Jerzy Brzęczek. – Jesteśmy młodą drużyną, która wciąż potrzebuje doświadczenia. Cieszę się jednak, że zawodnicy coraz lepiej stosują na boisku różne ćwiczone na treningach schematy, że potrafią coraz szybciej i płynniej rozegrać akcję w środku pola. Brzęczek zauważa zarazem, że jego podopieczni wciąż mają pewne braki jeśli chodzi o ruch bez piłki. – Zawodnicy przednich formacji nie zawsze potrafią swoim ruchem wymusić na środkowym pomocniku prostopadłe zagranie za plecy obrońców. Reagują trochę za późno, bo dopiero wtedy, gdy piłka jest już zagrana. Szkoda, bo mieliśmy w tym meczu kilka okazji do tego typu rozegrania. Nad tym będziemy na pewno dalej pracować – zapowiada szkoleniowiec „czerwono-niebieskich”. Z jego ocenie każdy z zawodników zasłużył po sobotnim spotkaniu na słowa uznania. – Nie robimy tragedii z tej porażki – podkreśla. Przed meczem trener Rakowa zapowiadał, że ma w zanadrzu kilka niespodzianek jeśli chodzi o ustawienie drużyny. W Tychach odkrył jedną z nich – gdy mecz zmierzał ku końcowi i trzeba było zaryzykować, Arkadiusz Hyra, nominalnie środkowy obrońca, wskoczył do… pierwszej linii. – No dla niego nic nowego, bo gdy kilka razy pomagałem trenerowi Dawidowi Błaszczykowskiemu w Truskolasach, sprawdzaliśmy Arka przy takim rozwiązaniu – zdradza Brzęczek. – To silny zawodnik, potrafi powalczyć w powietrzu. Liczyliśmy, że uda mu się zgrać piłkę do Lenartowskiego, Zachary, czy jednego z bocznych pomocników. Niestety, nie było ani jednej takiej okazji. Szkoleniowiec drużyny z Limanowskiego nie dał się także sprowokować do krytyki niektórych decyzji arbitra. – Nie nie, na pewno nie będziemy się tłumaczyć, że przegraliśmy przez sędziego – podkreśla. – On też ma prawo do popełniania błędów, nawet jeśli część z nich zaważyła w jakiś sposób na tym spotkaniu. Nie wymagajmy jednak nieomylności od arbitrów drugoligowych, skoro ich koledzy po fachu z ekstraklasy mylą się jeszcze bardziej.