Raków - Tur Turek 1:3 (1:2)
Po bramce strzelonej przez Macieja Gajosa już w piątej minucie meczu, nic nie wskazywało na to, że piłkarze Rakowa mogą przegrać z Turem Turek. A jednak. Goście zdołali strzelić trzy gole i wywieźli z Częstochowy komplet punktów.
Piłkarze Rakowa nie tak wyobrażali sobie inaugurację rundy wiosennej na własnym stadionie. Po zwycięstwie z Elaną Toruń apetyty kibiców były rozbudzone i nikt nie spodziewał się, że czerwono – niebiescy mogą zaliczyć wpadkę z broniącym się przed spadkiem Turem Turek. Tym bardziej, że rywale w dziewięciu wyjazdowych spotkaniach nie zdobyli punktu. Jak się później okazało passę przerwali dopiero w Częstochowie. – Dla nas te trzy punkty zdobyte przeciwko Rakowowi są na wagę złota. Nie ukrywam, że przyjechaliśmy do Częstochowy z myślą o zwycięstwie, ale cieszylibyśmy się także z remisu – przyznał po zakończeniu meczu trener Tura Sławomir Suchomski.
Częstochowianie do meczu z Turem przystąpili w niemal identycznym składzie, w jakim przed tygodniem w Toruniu. Jedyną zmianą było pojawienie się w wyjściowej jedenastce Adriana Pluty, który z Elaną nie zagrał ze względu na nadmiar żółtych kartek. Od początku spotkania Raków był stroną przeważającą, co szybko udokumentował bramką. Po ładnej akcji piłkę do siatki skierował Maciej Gajos, który przelobował bramkarza w sytuacji sam na sam. Chwilę później kibice odśpiewali „Gajowemu” gromkie „Sto lat”, z okazji 19 – tych urodzin. Stracony gol musiał podziałać na gości bardzo mobilizująco, bo w miarę upływu czasu prezentowali się na boisku coraz lepiej. W grze czerwono – niebieskich widać było z kolei nerwowość i nonszalancję, za co zostali srogo skarceni. Najpierw Tur doprowadził do remisu, a tuż przed zakończeniem pierwszej połowy zdołał wyjść na prowadzenie. – Mogliśmy dobić rywala prowadząc 1:0. Szkoda, że się nie udało, bo dwie bramki dla Tura padły niemal w identycznych okolicznościach, po błędach w ustawieniu. Trzeba jednak przyznać, że rywale z minuty na minutę rozkręcali się i byli coraz groźniejsi – komentował były piłkarz Rakowa Mateusz Zachara, który sobotnie spotkanie obserwował z trybun.
Po zmianie stron szkoleniowiec Rakowa Jerzy Brzęczek wprowadził do gry: Artura Lenartowskiego i Kamila Witczyka. Mimo, że częstochowianom nie można było odmówić determinacji i ambicji, to niewiele mogli zrobić przy mądrze grającym Turze. Goście ograniczali się do zagęszczania środka pola i tylko czyhali na kontry. Po jednej z nich Filip Marciniak znalazł się sam na sam z Maciejem Szramowiatem i technicznym strzałem ustalił wynik meczu. W ostatnich minutach czerwono – niebiescy mogli zmniejszyć rozmiary porażki, ale rzutu karnego nie wykorzystał Paweł Kowalczyk. – Mecz z Turem był dla nas nauczką. Po szybko strzelonej bramce w nasze szeregi wdarła się zbyt duża pewność siebie i samozadowolenie z korzystnego wyniku. A piłka jest przecież nieobliczalna – podsumował Brzęczek.
Częstochowa, 19. marca – godz. 15
RAKÓW – TUR TUREK 1:3 (1:2)
1:0 Gajos (5, asysta Ogłaza)
1:1 Szafran (33)
1:2 Manelski (41)
1:3 Marciniak (75)
SĘDZIOWAŁ: Tomasz Krawczyk. ŻÓŁTE KARTKI: Ogłaza, Hyra (Raków) – Sędziak, Topolski (Tur). WIDZÓW: 800.
RAKÓW: Szramowiat – Mastalerz, Pluta, Hyra, P. Kowalczyk – Ogłaza – Nocuń (46. Witczyk), Ceglarz (62. A. Świerk), Kmieć (46. Lenartowski), Gajos – Brondel (80. Ł. Kowalczyk).
TUR: Bieszczad – Topolski, Ninkovic, Wojciechowski, Manelski – Marciniak (80. Roszak), Kasperkiewicz (90. Becalik), Stachowiak – Sędziak (87. Izydorczyk), Szafran.