Tak jest sprawiedliwie

Niesieni nieustającym dopingiem kilkuset najzagorzalszych kibiców piłkarze Rakowa wywalczyli pierwszy punkt tej wiosny. Coraz odważniej grający częstochowianie zremisowali dziś z doświadczoną drużyną Czarnych Żagań 0:0.
Niesieni nieustającym dopingiem kilkuset najzagorzalszych fanów piłkarze Rakowa wywalczyli pierwszy punkt tej wiosny. Coraz odważniej grający częstochowianie zremisowali dziś z doświadczoną drużyną Czarnych Żagań 0:0. Postronni obserwatorzy, nie szczędząc słów uznania dla ambicji i woli walki zaprezentowanej przez podopiecznych Jerzego Brzęczka, po końcowym gwizdku sędziego w kuluarowych dyskusjach doceniali przede wszystkim doping częstochowskiej publiczności. Nawet sam delegat PZPN, Jan Rusin, który w latach 60. przyjeżdżał na Limanowskiego jako gracz juniorskich zespołów Śląska Wrocław, w swoim raporcie określił zachowanie fanów Rakowa jako wręcz wzorcowe. – Od paru ładnych lat nie byłem na meczu, na którym kibice potrafiliby tak głośno i wytrwale, a jednocześnie w sposób w stu procentach sportowy sposób dopingować swoich zawodników – podkreślał. Częstochowscy szalikowcy zajęli całą południową trybunę obiektu i swoją drużynę wspierali niemal non stop przez pełne 90 minut. Można się domyślać, że to właśnie ta pomoc w głównej mierze wpłynęła na dość dużą odmianę w poczynaniach młodych graczy Rakowa. Po wyraźnie widocznej tydzień temu w Tychach tremie nie było już śladu. „Czerwono-niebiescy” zaczęli ze sporym animuszem i przez długie fragmenty meczu całkowicie dominowali w środku pola. – Postęp od poprzedniego meczu był wyraźny – chwalił swoich piłkarzy trener Brzęczek. – Cieszę się bardzo, że w poczynaniach naszych zawodników coraz lepiej widoczna jest ich wiara w siebie, we własne siły oraz w styl gry, który sobie próbujemy wpoić. Raków w pierwszych dziesięciu minutach dość mocno przeważał, jednak pierwsze poważniejsze zagrożenie pod bramką Karola Buchli pojawiło się dopiero w 12. minucie, gdy na połowę rywali przebojem wdarł się Dawid Jankowski. Ostrego dośrodkowania Pawła Kowalczyka nie zdołał jednak wykończyć ani Mateusz Zachara, ani Kamil Witczyk. Częstochowianie grali naprawdę składnie, ale ich akcje kończyły się zazwyczaj w okolicach szesnastego metra. – W naszych ofensywnych poczynaniach wciąż swoje robią pewne przyzwyczajenia chłopaków z piłki juniorskiej, jak choćby zbyt długie trzymanie piłki czy zwlekanie z podjęciem decyzji. Trochę nam brakuje wykończenia, zimnej krwi i egoizmu pod bramką rywali – nie krył trener Brzęczek. Największym zagrożeniem w pierwszej odsłonie były więc stałe fragmenty gry. Niestety, silne strzały zarówno Piotra Mastalerza, jak i Pawła Kowalczyka skutecznie blokowali obrońcy. Goście w pierwszej części gry odgryźli się w zasadzie tylko trzema akcjami – strzały Wróbla i Tracza pewnie jednak bronił Maciej Szramowiat, natomiast główka Kosztowniaka wyraźnie minęła cel. Wysokim umiejętnościom swojego bramkarza częstochowianie zawdzięczają także to, że w 46. minucie nie dostali bramki… „z szatni”. Niewygodny strzał Kosztowniaka Szramowiat zdołał jednak sparować na róg. Chwilę później najlepszą tego dnia okazję miał Raków. Długie podanie za plecy obrońców dostał Artur Lenartowski, wyszedł sam na sam z Buchlą i zabrakło mu dosłownie kilku centymetrów, by minąć bramkarza gości i wpakować piłkę do pustej bramki. – Obie drużyny miały dzisiaj po dwie, trzy klarowne sytuacje, dlatego podchodzę z dużym szacunkiem do tego jednego punktu wywalczonego na trudnym terenie – mówił trener gości, Zbigniew Smółka, który najmocniej za głowę złapał się w 75 minucie, gdy po rzucie rożnym Grzegorz Mania stanął oko w oko ze Szramowiatem i fatalnie przestrzelił. Podobnie jak przed tygodniem, tak i tym razem nie obyło się bez sędziowskich kontrowersji. Przed konferencją prasową dziennikarze i działacze Rakowa długo roztrząsali, czy za faul na wychodzącym na czystą pozycję Gajosie w 27. minucie nie należała się Sudołowi czerwona kartka oraz czy w doliczonym czasie gry arbiter słusznie uznał zagranie ręką Gajowego w polu karnym za zupełnie przypadkowe. – Obie sytuacje były na styku i sam bym miał problem z podjęciem jednoznacznej decyzji – mówił po meczu częstochowski sędzia Michał Cybulski, który komentował spotkanie dla TV Orion. – I choć w pierwszym przypadku byłbym raczej za „czerwienią” dla obrońcy z Żagania, w drugim zachowałbym się tak samo jak arbiter. Warto podkreślić, że „czerwono-niebiescy” znów całkowicie odżegnywali się od stwierdzeń, że nie wygrali tylko i wyłącznie przez takie a nie inne decyzje sędziego. – Problemem jest skuteczność – przyznaje trener Brzęczek. – Obserwatorzy zapewne widzą, że ta drużyna stara się grać do przodu, że robi wszystko, by stwarzać sobie podbramkowe sytuacje. Sam jestem w stu procentach przekonany, że z każdym kolejnym meczem nasza gra będzie wyglądała jeszcze lepiej i w końcu zaczniemy być skuteczni. Generalnie jednak uważam, że jeśli w piłce można mówić o sprawiedliwych rozstrzygnięciach, ten dzisiejszy podział punktów jest takim właśnie wynikiem. Częstochowa, 27 marca, godz. 15:00 RAKÓW – CZARNI ŻAGAŃ 0:0 SĘDZIOWAŁ: Krzysztof Jakubik (Warszawa). WIDZÓW: 1500. ŻÓŁTE KARTKI: Ł. Kowalczyk – Piechowiak, Sudoł, Hajdanowicz. RAKÓW: Szramowiat – Mastalerz, Jankowski, Pluta, P. Kowalczyk – Witczyk (46 Nocuń), Kmieć (78 Ł. Kowalczyk), Ogłaza, Lenartowski, Gajos (87 Świerk) – Zachara (66 Brondel). CZARNI: Buchla – Piechowiak, Sudoł, Gajowy, Janus – Małecki (80 Kazadi), Tracz, Chrobot, Wróbel, Hajdanowicz (75 Gad) – Kosztowniak (61 Mania).