#TureckaRobota cz.4: Mecz. // Dzień po. [blog]
Pierwszy towarzyski pojedynek już za nami. Raków pokonał węgierski Spartacus FC 2:0. W naszej relacji tekstowej ograniczyliśmy się do opisu kluczowych wydarzeń na boisku, więc w tym odcinku poznacie trochę kulisów pojedynku.
Pamiętacie, jak ostatnio pisałem, że naszemu treningowi przyglądali się zawodnicy GKS-u Katowice? Otóż czwartkowy mecz oglądał trener tego zespołu Jacek Paszulewicz. Z GieKSą mierzymy się w drugim wiosennym spotkaniu, więc obecność szkoleniowca ekipy ze Śląska specjalnie nie dziwi.
Wracając do meczu. Z dwóch powodów cieszy bramka Mateusza Zachary. Pierwszy oczywisty, w końcu od napastnika oczekuje się bramek, a akcja po której padł gol była widowiskowa i pokazała, że „Zaki" szybko wkomponował się w zespół trenera Papszuna. Druga już mniej oficjalna. Mateusz to osoba, która nie przepada za udzielaniem wywiadów. Nie każdy musi to lubić. I tu pełne zrozumienie. Natomiast Mateusz obiecał, że kiedy strzeli pierwszego gola dla Rakowa, to wtedy na pewno stanie przed kamerą Raków News TV. Później próbował prostować, że chodziło o bramkę w lidze, ale trzeba na „Zakim" wywrzeć presję i mam nadzieję, że jeszcze prosto z obozu w Turcji obejrzycie rozmowę z naszym napastnikiem.
Szybko strzelony gol ustawił spotkanie. Raków nie pozwalał na wiele węgierskiemu przeciwnikowi. Tak naprawdę to rywal miał dwie szanse do zdobycia gola, ale za każdym razem Jakub Szumski nie dał się zaskoczyć. I tutaj kolejna ważna informacja. Czeka nas ciekawa rywalizacja o miejsce w bramce. Jest już wspomniany Kuba, do tego częściej broniący jesienią Mateusz Lis oraz jego imiennik Mateusz Kos. Ten ostatni - pieszczotliwie nazywany przez trenera Sikorskiego „Dziadzia" - nie zamierza spocząć na laurach i również będzie walczył o miejsce między słupkami. Forma u Kosa jest, bowiem bardzo często na treningach słychać głośny krzyk trenera bramkarzy: „Brawo Dziadzia!".
(Pojedynek dwóch Mateuszów.)
Wiele mówi się o sędziowaniu w sparingach rozgrywanych w innym kraju. Arbitrzy czasami są z przypadku. Po pierwszej połowie myślałem, że to przesada. Do przerwy było naprawdę przyzwoicie. Ale prawdziwie show zaczęło się w drugiej połowie, kiedy zawodnicy przeciwnej drużyny za cel obrali sobie nogi naszych piłkarzy. Najpierw brutalnie faulowany był Przemysław Oziębała. Po tym zdarzeniu na boisku zaiskrzyło, a za „Ozim" ruszyła cała drużyna. To na pewno buduje ducha zespołu. Musisz wiedzieć, że za tobą jest kolega z zespołu, który w razie potrzeby bez zawahania pomoże.
Z każdą minutą Węgrzy grali coraz ostrzej, a arbiter zapomniał, że w kieszeni ma kartoniki, których może użyć. W pewnym momencie jeden z rywali w normalnym meczu ligowym ujrzałby trzy czerwone kartki. Owy jegomość opuścił boisko zmieniony kilkanaście minut przed ostatnim gwizdkiem, a wiele osób do tej pory zastanawia się, jakim cudem nie ujrzał on czerwieni.
(Bohaterowie czwartkowego sparingu.)
Czerwoną kartką został ukarany Daniel Boateng. Faul był, nie ma co dyskutować, natomiast czy arbiter słusznie wyrzucił z boiska Anglika? Patrząc na przewinienia graczy Spartacusa można mieć spore wątpliwości. Niech za podsumowanie gry Węgrów posłuży zdjęcie Piotra Malinowskiego.
(Piotr Malinowski odczuł na własnej skórze starcie z Węgrami)
Ostatecznie mecz zakończył się zwycięsko i bez poważniejszych urazów. Piątek z kolei był dniem, w którym duży nacisk położono na regenerację. Do południa były zajęcia na siłowni. Z kolei popołudniu najpierw nastąpiła analiza spotkania, a następnie zawodnicy wyszli na boisko. Nie były to intensywne zajęcia. Po ich zakończeniu można było usłyszeć głosy: „Tak możemy trenować codziennie". Wiadomo, że to pobożne życzenia. Jutro sobota, dla wielu wolny weekend. Ja was mogę zapewnić, że w Kizilagac od rana będzie wykonywana ciężka #TureckaRobota.
Z Kizilagac
Radek Baran