WYWIAD | Zoran Arsenić: Uwielbiam rywalizację

Wszyscy odliczamy już dni do powrotu emocji i pierwszych ligowych meczów w 2025 roku. O obozie w Hiszpanii, niemal czterech lat w Rakowie oraz zbliżającej się rundzie wiosennej porozmawialiśmy z naszym kapitanem, Zoranem Arseniciem.

Zoran, liczyłeś, który to już Twój obóz z Rakowem?

 

Jestem tutaj już cztery lata, więc to będzie już ósmy obóz. Chyba, że doliczymy dodatkowo ten krótki w Holandii, wtedy ten jest dziewiątym.

 

Były Austria, Turcja, Hiszpania, wspomniana przez Ciebie Holandia, czy chociażby Arłamów w naszym kraju. Da się jakoś porównać te zgrupowania?

 

- Każdy z tych obozów był bardzo intensywny. Zawsze mówię, że kultura pracy w Rakowie jest bardzo wysoka i ciężko trenujemy. Jadąc na obóz, wiem co mnie czeka i przygotowuję się mentalnie na to przed wyjazdem, by być gotowym. W każdym miejscu mamy wszystko, czego potrzebujemy. Jesteśmy bardzo zadowoleni z poziomu zgrupowań. 

 

Obóz zazwyczaj trwa około dwóch tygodni, chociaż zdarzały się dłuższe. Jak radzisz sobie z tym jako zawodnik, ale również głowa rodziny? 

 

- Na pewno nie jest to łatwe. Ogólnie, jako zawodnicy nie lubimy takich długich obozów, ale trzeba sobie z tym radzić i nie można narzekać. Pamiętam, że byliśmy kiedyś w Turcji przez trzy tygodnie i w trakcie zgrupowania zmienialiśmy hotel, tylko po to, żeby coś zmienić. Spędzamy dużo czasu razem, jako drużyna, nie tylko na treningach, ale również w wolnym czasie. Staramy się funkcjonować najnormalniej, jak się da. Tutaj jest dużo pracy, to inna specyfika od treningów w klubie, ale to nie problem dla nas. Wiemy, po co tutaj jesteśmy i jak ten czas jest ważny, by dobrze przygotować się do sezonu, czy też rundy.

 

Czujesz w trakcie sezonu, że taki obóz i wykonana tutaj praca jest wartościowa i przynosi efekty?

 

- Nie da się ukryć, że ważny jest tutaj aspekt pogodowy. W Polsce ciężko przepracować to wszystko, co chcemy w tym okresie. Tu mamy doskonałe warunki do tego, by odpowiednio trenować. Sparingi też są traktowane poważnie. Nie są to mecze o punkty, ale w każdym z nich chcemy wygrywać. Ten czas to bardzo ważny fundament przed sezonem, czy też rundą.

 

 

Czy będąc kapitanem masz podczas obozu dodatkowe obowiązki w porównaniu do pozostałych? Dziś na przykład był chrzest. Z czymś się to wiąże dla Ciebie?

 

- Mamy tutaj takie zasady, że jesteśmy i działamy jako zespół. Oczywiście, jako kapitan ponoszę większą odpowiedzialność, ale jeżeli chodzi o jakieś konkretne decyzje, staram się rozmawiać z zawodnikami, zapytać każdego o opinię, by zobaczyć, co będzie najlepszym rozwiązaniem dla drużyny. To jest na pierwszym miejscu. Jeżeli chodzi o chrzest, to co tam się dzieje, niech zostanie już w drużynie (śmiech).


Jak bardzo się zmienił Raków, od momentu, gdy tutaj dołączyłeś?


- Bardzo dużo zmieniło się pod kątem organizacyjnym. Jak przychodziłem do Rakowa, to klub już był bardzo profesjonalny. Dzisiaj ten profesjonalizm jest na jeszcze wyższym poziomie. Jak pomyślę, co było cztery lata temu, to dużo się zmieniło. Pod kątem taktycznym, wrócił trener Marek Papszun. Taktyka jest bardzo podobna, ale pojawiło się już wiele innych niuansów, inne spojrzenie na pewne kwestie. To też pokazaliśmy w ostatnich meczach, gdzie zmienialiśmy strukturę i nad tym też pracujemy, by mieć więcej opcji.


Który moment, jako dla kapitana, był dla Ciebie największym wyzwaniem?

 

- Myślę, że największym wyzwaniem była zeszłoroczna zima. Źle zaczęliśmy rundę, potem przegraliśmy 0:3 w Gliwicach, a ja zagrałem słaby mecz. Było mi bardzo ciężko, nie czułem się dobrze i potrzebowałem kilku dni, by ten mecz przetrawić. Boli mnie również miejsce, na którym zakończyliśmy poprzedni sezon. To nie było miejsce adekwatne do naszych możliwości. Powinniśmy zakończyć rozgrywki znacznie wyżej. 

 

To teraz porozmawiajmy o tej lepszej stronie. Który moment sprawił Ci największą satysfakcję?

 

- Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to oczywiście Mistrzostwo Polski i moment, kiedy razem z Tomášem Petráškiem podnosiliśmy trofeum. Oczywiście, innych wygranych pucharów również nigdy nie zapomnę.

 

Przywiązanie, lojalność, to coś co jest dla Ciebie ważne? Mówię to pod kątem tego, jak długo jesteś już związany z Rakowem i jak długo potencjalnie jeszcze możesz tutaj być. Nie tak dawno przecież podaliśmy informację o tym, że w twoim kontrakcie jest dodatkowa opcja przedłużenia go o dwa lata.


- Tak. Myślę, że to są bardzo ważne słowa dla mnie. Uważam, że wzajemna współpraca musi być i to nie tylko jeżeli chodzi o relację klub - zawodnik, ale też powinna być w prywatnym życiu. Dobrze się tutaj czuję, mam bardzo dobre relacje z ludźmi z klubu i też codziennie staram się być jak najlepszą wersją siebie. Wszystko, co jest w Częstochowie oraz w klubie respektuję i doceniam. Widzę się na dłużej tutaj. Piłka jest jednak nieprzewidywalna i nigdy nie wiadomo, co się może za chwilę wydarzyć, ale bardzo istotna jest wzajemna współpraca.


Cztery lata w Rakowie, ale nie licząc krótkiej przerwy, osiem lat w Polsce. To długi czas. Podoba Ci się w naszym kraju? Wiążesz z Polską przyszłość po zakończeniu kariery?


- Szczerze mówiąc, bardzo mi się podoba. Mieszkałem w Krakowie, Białymstoku, teraz w Częstochowie. Zwiedziłem parę miast w Polsce i podoba mi się ten kraj. Odnośnie przyszłości - zobaczymy. Natomiat możliwe, że tutaj zostanę. Wiadomo, że dom jest domem, ale nigdy nie wiadomo, co życie przyniesie. Muszę skonsultować to z żoną, ale możliwe, że zostaniemy w Polsce. 

 

Czy jest taki mecz, który rozgrywałeś w barwach Rakowa, a który chciałbyś przeżyć jeszcze raz?

 

- Oczywiście, są takie. Pierwszy, który mi przychodzi mi do głowy to wyjazdowy mecz w Kopenhadze. Drugi to spotkanie ze Sportingiem u siebie, gdy nabawiłem się kontuzji. Jestem ciekawy, jakby się ten mecz skończył, gdyby się nie stało, to co miało miejsce - jak by w ogóle skończył się ten rok, gdybym był zdrowy.


Co będzie największym wyzwaniem dla naszej drużyny w rundzie wiosennej? Na co stać Raków?


- Zobaczymy, na co nas stać. Jesteśmy gotowi, żeby walczyć o najwyższe cele do samego końca, a na koniec sezonu zrobimy podsumowanie. Musimy zrobić wszystko, by było to największe możliwe osiągnięcie.


Obserwujesz polską Ekstraklasę od ładnych paru lat. Czy ten sezon, wyróżnia się jakoś na tle pozostałych? Gonitwa czołówki w rundzie jesiennej powodowała, że nie było miejsca na najmniejsze potknięcia.


- To normalna sytuacja, choć w Polsce jest trochę dziwnie, bo w Ekstraklasie rzadko zdarza się sytuacja, by zespoły z czołówki konsekwentnie punktowały przez cały sezon. To pierwszy sezon, od kiedy jestem w Polsce, by ta czołówka tak szybko się wykrystalizowała i panował w niej taki ścisk. W Ekstraklasie każdy może wygrać z każdym.


Raków słynie z solidnej defensywy, co potwierdza także statystyka straconych goli. Jak się zapatrujesz na rywalizację o grę w pierwszym składzie w rundzie wiosennej?


- Jak będziemy wszyscy zdrowi, to mamy bardzo dużo jakości w defensywie. To też pokazaliśmy w pierwszej rundzie. Uwielbiam rywalizację, uwielbiam na co dzień o coś walczyć. To mnie napędza i wierzę w swoje umiejętności. 


Wróciłeś do zespołu po kontuzji w trakcie rundy. Wchodziłeś na boisku w meczu 11. kolejki w Radomiu. Z jakim uczuciem się zmagasz w takiej chwili, gdy pojawiasz sie na placu gry po kilku miesiącach przerwy?


- To dziwna sytuacja, bo jesteś pierwszy raz na ligowym boisku od dłuższego czasu. Fizycznie wiadomo, że nie jesteś tak dobrze przygotowany jak reszta, ale starasz się zrobić wszystko idealnie, najlepiej jak możesz, choć nie jest to takie łatwe i nie zawsze wychodzi. Niewątpliwie jednak jak jesteś w środku, to jesteś bardzo szczęśliwy, że grasz. Bardzo się cieszyłem, że mogłem pomóc drużynie w walce o zwycięstwo i być z nią. Wygraliśmy, więc była dodatkowa satysfakcja.


I na koniec naszej rozmowy, skoro za moment wybije Ci czwarty rok w Rakowie Częstochowa i w sumie wciąż jesteśmy na początku tego nowego, 2025 roku. Czego Ci życzyć?


- Jak najmniej kontuzji. Miałem ostatnio trochę pecha. Mam nadzieję, że zdrowie będzie mi dopisywać. O resztę się nie martwię. Wiem, że damy z siebie wszystko, by walczyć o najwyższe cele.