Wzajemna neutralizacja

Po efektownych zwycięstwach z Polonią Słubice i Miedzią Legnica wielu fanów Rakowa liczyło, że naszym zawodnikom uda się dziś ustrzelić swego rodzaju hat-tricka. W trzecim z rzędu meczu u siebie zanotowaliśmy jednak remis z Lechią Zielona Góra 0:0.
Po efektownych zwycięstwach z Polonią Słubice i Miedzią Legnica wielu fanów Rakowa liczyło, że naszym zawodnikom uda się dziś ustrzelić swego rodzaju hat-tricka. W trzecim z rzędu meczu u siebie zanotowaliśmy jednak remis z Lechią Zielona Góra 0:0. W to środkowe popołudnie zabrakło na Limanowskiego tego, co zdecydowana większość kibiców uznaje za kwintesencję piłki nożnej: otwartej gry, wielu strzałów i okazji z obu stron, a przede wszystkim bramek. Tym bardziej, że dwoma poprzednimi występami gracze Rakowa mocno rozochocili swoich sympatyków. – To nie jest tak, że teraz każdy nasz mecz będzie pięknie wyglądał – tonuje nastroje trener Jerzy Brzęczek. – Nawet na najwyższym poziomie często zdarzają się przecież mecze, w których drużyny wzajemnie się neutralizują. Tak po części było dzisiaj. Lechia została bardzo dobrze taktycznie ustawiona pod nasz zespół i nie mieliśmy w środku pola miejsca na rozgrywanie naszych szybkich akcji. Obserwatorzy, którzy dobrze orientują się w nowoczesnym futbolu, na pewno potwierdzą, że obie drużyny – młode zespoły z drugiej części tabeli – pokazały dziś dużą kulturę gry. – Nie nie, to wy pokazaliście – wtrąca od razu trener gości, były reprezentant Polski Maciej Murawski. – Nikt z nami do tej pory nie grał w piłkę tak, jak Raków dzisiaj. Proszę zapytać rywali, którzy w poprzednich kolejkach podejmowali nas na swoich stadionach. To my zawsze prowadziliśmy grę, a jeśli przegrywaliśmy, to bardzo pechowo. Tutaj nie byliśmy w stanie nic zrobić. Naprawdę jestem pełen podziwu, bo dzisiaj ciężko było się czymkolwiek gospodarzom przeciwstawić – przyznaje szczerze popularny „Muraś”. Również szkoleniowiec Rakowa nie ukrywa, że mimo jednego punktu jest podbudowany boiskowym zachowaniem swoich podopiecznych: – Jest wiele szczegółów i niuansów, które my z Maćkiem, po tylu latach w międzynarodowej piłce, dostrzegamy. Na wynik wpływają bardzo różne elementy. Niekiedy rezultat 4:0 wcale nie musi oznaczać, że drużyna grała dobrze. Dziś najzwyczajniej w świecie cieszyłem się, patrząc na grę naszych zawodników. Tych niuansów, które mogły dzisiaj przy odrobinie szczęścia zdecydować o zwycięstwie Rakowa, faktycznie można dostrzec co najmniej kilka. Swoje znaczenie miała choćby absencja Pawła Kowalczyka i Mateusza Zachary. Warto wspomnieć, że gdyby ten drugi był na boisku, w 17. minucie prawdopodobnie… strzeliłby bramkę. Po rzucie rożnym Macieja Gajosa Adrian Pluta, zgodnie ze schematami ćwiczonymi na treningach, zgrał piłkę na piąty metr. Tam nie było nikogo. – A miał być, niejako w zastępstwie, Dawid Nabiałek, który po prostu o tym zapomniał. Zwykle w takich sytuacjach w pole karne wbiega Zachara i on pewnie wykończył by tą akcję. Bramka dałaby nam prowadzenie, a Lechia wtedy musiałaby się odkryć i zostawić więcej miejsca na boisku. Mecz na pewno wyglądałby inaczej – tłumaczy Brzęczek, który żałuje przede wszystkim, że nie udało się wykorzystać żadnego z dobrych dośrodkowań po stałych fragmentach gry. Raków, oprócz opisanej sytuacji, miał jeszcze w podobnych okolicznościach przynajmniej kilka okazja. W 70. i 88. bardzo dobrze w polu karnym odnajdywał się Arkadiusz Hyra, ale w obu przypadkach główkował niecelnie. Wcześniej „główkę” Sławomira Ogłazy pewnie wyłapał Rafał Dobroliński. Stałym fragmentem była też piłka meczowa, którą częstochowianie mieli w drugiej minucie doliczonego czasu gry. Golkiper gości trzymając piłkę w rękach przy wznawianiu gry opuścił pole karne i sędziowie słusznie odgwizdali rzut wolny z 16 metra. – Zdenerwowałem się na Rafała, bo z Bałtykiem zrobił dokładnie to samo, tylko arbiter tego nie zauważył. Sytuację obejrzeliśmy później na wideo i długo z nim o tym rozmawiałem. A dzisiaj znowu, w 90 minucie... To młody zawodnik, ale w naszej drużynie jeden z bardziej doświadczonych, dlatego więcej od niego wymagam – podkreśla trener Murawski, który mocno wstrzymał oddech, gdy piłkę tuż przy linii pola karnego ustawił Artur Lenartowski. „Kaka” próbował przenieść piłkę nad murem, ale jednocześnie przeniósł ją także ponad poprzeczką. – Dla wielu może to się wydawać prosta sytuacja do wykorzystania, ale wbrew pozorom łatwiej strzelić, gdy piłka stoi troszkę dalej od bramki. W przypadku wolnego z samej linii pola karnego, lepiej „przesunąć” strzał i uderzyć silnie, niż próbować trafić ponad murem. Ale nie mam pretensji do Artura. To on jest na boisku i on decyduje, jakie w danym momencie zastosować rozwiązanie – zaznacza Brzęczek. Oprócz rzutów wolnych obie drużyny dały radę sobie zagrozić tylko po strzałach z dalszej odległości. W pierwszej połowie próbował Nabiałek, w drugiej także Maciej Gajos i Łukasz Kmieć. Blisko było szczególnie po uderzeniu tego drugiego w 64. minucie. Ze strony gości zaś szczęścia szukali Rafał Figiel i Rafał Duchnowski, ale Michał Bruś znów bronił bardzo pewnie i po raz czwarty z rzędu zachował czyste konto. – Przed meczem myślałem, że powalczymy tutaj o zwycięstwo – mówi Murawski. – Byłem pewien, że młodzi piłkarze Rakowa popełnią jakiś błąd, który uda nam się wykorzystać. Nie popełnili niemal żadnego. Dlatego teraz jestem z tego wyniku w pełni zadowolony. Mogę nawet powiedzieć, że był to dla nas szczęśliwy remis. >> Zobacz fotoreportaż z meczu autorstwa Studia Fotografii PHOTOMNIA Częstochowa, 28 kwietnia 2010 – godz. 17:00 RAKÓW – LECHIA ZIELONA GÓRA 0:0 SĘDZIOWAŁ: Szymon Lizak (Poznań). ŻÓŁTE KARTKI: Mastalerz, Kmieć – Kojder, Zawadzki, Okińczyc, Figiel. WIDZÓW: 1200. RAKÓW: Bruś – Krzysztoporski, Hyra, Pluta, Mastalerz – Nocuń (59 Świerk), Kmieć (65 Ł. Kowalczyk), Lenartowski, Ogłaza, Gajos (88 Witczyk) – Nabiałek (76 Kulawiak). LECHIA: Dobroliński – Zawadzki, Mendes, Tyktor, Topolski (53 Szymański) – Kojder (90 Borecki), Figiel, Sucharek (83 Haraś), Głowania, Okińczyc – Duchnowski (78 Kaczorowski). >> Zobacz pozostałe wyniki i tabelę drugiej ligi (ASTAR.CZEST.PL)