„Zaki” wrócił do treningów, ale czy zagra w sobotę?

Przygotowania do meczu z Ruchem Zdzieszowice wkraczają w decydującą fazę. W czwartek piłkarze Rakowa trenowali na głównej płycie boiska, a w zajęciach wziął już udział Mateusz Zachara. Jego występ w sobotnim spotkaniu stoi jednak wciąż pod znakiem zapytania.
Przygotowania do meczu z Ruchem Zdzieszowice wkraczają w decydującą fazę. W czwartek piłkarze Rakowa trenowali na głównej płycie boiska, a w zajęciach wziął już udział Mateusz Zachara. Jego występ w sobotnim spotkaniu stoi jednak wciąż pod znakiem zapytania. W czwartek piłkarze Rakowa spotkali się na treningu w godzinach popołudniowych. Zajęcia w całości odbyły się na głównej płycie boiska i poświęcone zostały zwłaszcza na doskonalenie elementów technicznych oraz taktycznych. Pod koniec czerwono - niebiescy zostali podzieleni na dwie drużyny, które rozegrały między sobą wewnętrzną gierkę na zmniejszonym placu gry. Powrotu do normalnych zajęć z zespołem, po prawie dwutygodniowej przerwie spowodowanej kontuzją, doczekał się w końcu Mateusz Zachara. Dla najskuteczniejszego piłkarza drugiej ligi był to jednak dopiero pierwszy trening po urazie nogi i niewiadomo, czy do sobotniego meczu z Ruchem Zdzieszowice (godz. 14.00) zdąży dojść do pełnej dyspozycji. – Ból jest już coraz mniejszy, ale w głowie wciąż siedzi mi ten uraz. Dlatego na treningu zachowywałem ostrożność zwłaszcza przy próbach wślizgu bądź strzału. Decyzja o tym, czy będę mógł zagrać przeciwko Ruchowi zapadnie pewnie w piątek po treningu – powiedział nam Zachara. Pozostali zawodnicy są w pełni sił i gotowi do przedostatniego występu przed własną publicznością w rundzie jesiennej. Na lekki uraz narzeka tylko Adam Łysek, ale do soboty powinien być w pełni sił. Ciekawostką jest fakt, iż w czwartkowej gierce treningowej udział wziął także trener Rakowa Jerzy Brzęczek. Szkoleniowiec czerwono – niebieskich udowodnił, że wciąż znajduje się w wysokiej dyspozycji i z powodzeniem mógłby nadal występować na boiskach ekstraklasy. Podania jakimi obsługiwał swoich zawodników trafiały do nich z precyzją, której pozazdrościłby Brzęczkowi niejeden polski piłkarz.